Nadzieja potrafi ogrzać najzimniejszą noc


Dwór szronu i blasku gwiazd to kontynuacja serii Dwór cierni i róż. Nie jest to jednak kolejny tom, a tylko nowelka będąca pewnego rodzaju mostem łączącym trylogię skupiającą się na Feyrze oraz Rhysie i kolejne książki, w których główne role mają odgrywać już inni bohaterowie. Mam bardzo mieszane uczucia co do tej książki. Z jednej strony nie była ona jakoś szczególnie potrzebna, z drugiej jednak bardzo lubię tych bohaterów i z przyjemnością czytałam o ich codziennym życiu.

Akcja nowelki toczy się kilka miesięcy po wydarzeniach, które rozegrały się na kartach Dworu skrzydeł i zguby. Feyre oraz Rhys wraz z przyjaciółmi zajmują się odbudową Dworu Nocy, a przede wszystkim Velaris, które poważnie ucierpiało podczas ataku Hybernii. Na szczęście zbliża się czas Przesilenia Zimowego, które jest nie tylko ważnym świętem na Dworze Nocy, ale także dniem urodzin Feyry. Świąteczna atmosfera nie jest jednak w stanie odgonić duchów z przeszłości. Feyra odkrywa, że najbliższe jej osoby są bardziej poranione i wyniszczone, niż mogłaby przypuszczać.

Zacznę od tego, że przed pojawieniem się opisu tej książki, kiedy mieliśmy dopiero ujawniony tytuł, spodziewałam się, że w tej nowelce odwiedzimy Dwór Zimy i szczerze powiedziawszy, bardzo na to liczyłam. Niestety potem okazało się, że skupimy się głównie na Przesileniu Zimowym i choć Dwór Zimy jest wspomniany w tej książce, to niestety go nie odwiedzamy. Nie zniechęcałam się jednak i  jak tylko książka wpadła w moje ręce, od razu zabrałam się do czytania.

Historia, którą znajdziemy na kartach Dworu szronu i blasku gwiazd została opowiedziana z kilku punktów widzenia. Najczęściej pojawiają się Feyra i Rhysand, w których rozdziałach została zastosowana narracja pierwszoosobowa. Do głosu zostali jednak dopuszczeni również inni bohaterowie i są to: Kasjan, Mor oraz Nesta, jednak w ich rozdziałach autorka zastosowała już narrację trzecioosobową.

Feyra nadal uczy się wykonywać obowiązki księżnej, pomaga poszkodowanym podnieść się po stracie, udziela się charytatywnie i poświęca czas sztuce. Rhysand stara się utrzymać kruchy pokój, który zapanował po wojnie. Cassian próbuje opanować trudną sytuację, jaka zapanowała w obozach Ilyrów. Morrigan nadal nie pogodziła się z traumą, której doświadczyła pięć wieków temu, a Nesta jest po prostu Nestą, która stara się utopić smutki w alkoholu. Tak mniej więcej w skrócie prezentuje się ta książka. Z wyjątkiem wątku Ilyrów, cała reszta ukazuje codzienne życie bohaterów po wojnie. Nie mam jakiś większych zastrzeżeń co do fabuły tej książki, ale uważam, że autorka nieco za bardzo dała się ponieść fantazji. Czytając Dwór szronu i blasku gwiazd miałam momentami wrażenie, że czytam fan fiction. Niektóre momenty w tej książce były tak żenujące, że nie widziałam już, czy mam się śmiać, czy przewracać oczami. W jej poprzednich książkach też pojawiały się niekiedy takie momenty, ale było ich tak niewiele, że nie wpływały one na odbiór książki. Dwór szronu i blasku gwiazd jednak jest nimi wypełniony i dość mocno odbiło się to na tym, w jaki sposób postrzegam tę historię.

Dwór szronu i blasku gwiazd, choć ma najpiękniejszą okładkę i tytuł z wszystkich książek Sarah J. Maas to jest moim zdaniem jednocześnie jej najsłabszą książką. Rozumiem, że to jest nowelka, ale Sarah już pisała nowelki do Szklanego tronu i uważam, że były one bardzo dobre, dlatego tym bardziej nie pojmuję, jak ta książka mogła wypaść tak słabo. Jej najlepszą częścią jest zdecydowanie sneak peak następnego tomu, który jak się okazało będzie opowiadał o Neście i Kasjanie, z czego bardzo się cieszę. Jeżeli jesteście fanami tej serii, to raczej powinniście sięgnąć po tę książkę, ponieważ Sarah J. Maas nie ma w zwyczaju wracać do wydarzeń z nowelek w swoich pełnowymiarowych powieściach. Mam duży sentyment do tej serii, dlatego nie uważam czasu spędzonego z tą książką za całkowicie stracony, ale jednocześnie jest mi bardzo przykro, bo uważam, że to naprawdę mógł być ciekawy dodatek do poprzednich tomów, gdyby tylko autorka poprowadziła niektóre wątki w inny sposób.  

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Uroboros
Zobacz więcej >

Każdy z nas rodzi się z melodią ukrytą głęboko w sercu

Legenda głosi, że na początku był Namsara – zrodzony z nieba i ducha – który wszędzie, gdzie się pojawił, przynosił miłość i śmiech oraz Iskari – niszczycielka zrodzona z krwi i blasku księżyca. W duchu tych wierzeń została wychowana Asha, córka króla Firgaardu, która z czasem stała się budzącą postrach pogromczynią smoków i przejęła rolę Iskari. Dziewczyna zabija smoki i przynosi ich głowy królowi, jednak nawet to nie jest w stanie wybawić jej od obowiązku ślubu z okrutnym komendantem. Asha zyskuje jednak szansę na ocalenie. Czy zabicie najpotężniejszego smoka w całym Firgaardzie przyniesie jej wolność i pozwoli odnaleźć własną drogę?

Ostatni Namsara to pierwszy tom serii Iskari i debiut literacki Kristen Ciccarelli, który zrobił niemałą furorę za granicą. Zebrał wiele pozytywnych opinii oraz otrzymał bardzo wysokie oceny w serwisie Goodreads. Moją uwagę przyciągnęła nie tylko piękna okładka, ale również opis, który bardzo mnie zainteresował i to głównie ze względu na smoki, dlatego bardzo ucieszyłam się na wieść, że ta książka ukaże się w Polsce. Nie wiedziałam, czego mogę spodziewać się po tej powieści, dlatego podeszłam do niej bez żadnych większych oczekiwań i nie żałuję, ponieważ nie zawiodłam się na niej, ale nie jestem też jakoś szczególnie oczarowana. 

Chciałabym napisać, że ta książka wciągnęła mnie od pierwszych stron, ale niestety tak się nie stało. Na początku bardzo ciężko było mi się wbić w tę historię, przez długi czas nie mogła ona utrzymać mojego zainteresowania. Zdarzało się, że czytałam kilka stron, po czym odkładałam książkę, by wrócić do niej za jakiś czas. Z tego powodu, choć nie jest ona długa, gdyż liczy sobie nieco ponad czterysta stron, czytałam ją przez bardzo długi czas. Na szczęście w miarę czytania było coraz łatwiej, akcja nabiera tempa i dzieje się naprawdę wiele, dlatego mogę wybaczyć autorce ten monotonny początek, który nieco mnie zniechęcił.

Kristen Ciccarelli wykreowała całkiem nowy fantastyczny świat, pojawia się wiele nazw własnych, dlatego czytelnik na początku może czuć się zagubiony. Trzeba zagłębić się w tę historię, aby lepiej ją zrozumieć i zorientować się dokładnie kto jest kim i gdzie co się rozgrywa. Bardzo żałuję, że w tej książce nie pojawiły się mapka i słowniczek, które z pewnością ułatwiłyby czytelnikowi orientację w tym świecie. Od początku przypadł mi do gustu styl autorki, który jest lekki i przystępny, sprawia, że książkę czyta się bardzo przyjemnie. W powieści została zastosowana narracja trzecioosobowa, co również uznaję za wielki plus. Możemy poznać tę historię z szerszej perspektywy i jednocześnie zyskać odpowiedni dystans do rozgrywających się wydarzeń. Ciekawym posunięciem było również wyróżnienie w książce opowieści, które na jej kartach snują bohaterowie. Świetnie uzupełniało to całą historię i dodawało jej uroku.

Największy problem w tej książce miałam niestety z bohaterami. Choć bardzo się starałam, to niestety nie udało mi się z nimi zżyć. Prawie wszystkie postacie zyskały moją sympatię, ale nie potrafiły mnie do siebie przekonać, czytałam o tym, co się z nimi działo i choć trzymałam za nich kciuki, to ich los w gruncie rzeczy był mi raczej obojętny. Warto jednak wspomnieć o głównej bohaterce, czyli Ashy, która ma silny charakter, nie boi się wyzwań i wie, czego chce. Na początku jest bezwzględna i zabójcza, ale przede wszystkim obojętna. Z czasem jednak jej nastawienie ulega zmianie, a dziewczyna dopuszcza do głosu swoje sumienie. W książce pojawia się oczywiście wątek romantyczny, który jest niestety raczej wtórny i nie mogę napisać, że jakoś szczególnie mnie porwał.

Ostatni Namsara to oryginalna historia, która na pewno przypadnie do gustu nastoletniemu czytelnikowi, choć starsze osoby również mogą po nią sięgnąć. Nie jest ona pozbawiona wad, jednak uważam, że zalet jest o wiele więcej i to na nich powinniśmy się skupić. Miło spędziłam czas przy tej książce, jednak będę ukrywać, że nie zachwyciła mnie ona tak, jak się tego spodziewałam. To dobry debiut, ale na tle innych książek fantastycznych moim zdaniem wypada dość blado. Mimo to jestem bardzo ciekawa, jak autorka dalej rozwinie tę historię, dlatego na pewno sięgnę po kolejny tom.  


Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu IUVI
Zobacz więcej >

Historia warta opowiedzenia


Chaol Westfall oraz Nesryn Faliq przybywają na Południowy Kontynent do pięknego miasta Antica. Były kapitan Gwardii Królewskiej ma nadzieję, że któraś ze słynnych uzdrowicielek z Torre Cesme zdoła go uleczyć. Nie jest to jednak jego jedyne zadanie. Kontynent znajduje się we władaniu potężnego kagana, z którego Chaol ma nadzieję uczynić sojusznika w wojnie przeciwko ciemności. Jednak to, co czeka Chaola i Nesryn, przerośnie ich najśmielsze oczekiwania i odmieni losy nadchodzącej wojny.

Wieża świtu to już szósty tom niezwykle popularnej zarówno w Polsce, jak i na całym świecie serii Szklany tron, która niestety powoli zbliża się ku końcowi. Nie będę ukrywać, że mam ogromny sentyment do tej historii, towarzyszy mi ona już od wielu lat i choć nie przeczę, że ma wady, to jednak jest mi ona tak bliska, że nie potrafię przykładać do nich większej wagi. Z Wieżą świtu miałam jednak problem jeszcze na długo przed jej wydaniem za granicą. Pamiętam, kiedy pojawiła się informacja, że premiera finałowego tomu serii została przesunięta i że międzyczasie wyjdzie jeszcze jedna książka skupiająca się na Chaolu. Jak można się domyślić, nie skakałam z radości, bo nie znosiłam Chaola i nie wyobrażałam sobie, że miałabym przebrnąć przez całą książkę o nim. Wieża świtu wedle zamysłu autorki miała być na początku tylko nowelką, ale rozrosła się do monstrualnych rozmiarów i ostatecznie została kolejnym tomem serii. Wydarzenia rozgrywają się tu równolegle do tych, które mieliśmy okazję obserwować na kartach Imperium burz. Nie wiązałam z tą książką żadnych nadziei, nie miałam żadnych oczekiwań, spodziewałam się wręcz, że mi się nie spodoba. Czekało mnie jednak wielkie zaskoczenie.

Nigdy nie lubiłam Chaola, już w Szklanym tronie wiedziałam, że nie przypadniemy sobie do gustu. Kolejne tomy tego nie zmieniły, a wręcz przeciwnie, moja awersja do niego rosła. Dlatego tak trudno mi teraz otrząsnąć się po Wieży świtu, która całkowicie odmieniła mój stosunek do tej postaci. Wielka niechęć, którą do niego czułam, nagle zniknęła i jestem całkowicie zagubiona, bo to teraz jedna z moich ulubionych postaci w tej serii. Mam wrażenie, że Sarah J. Maas nigdy nie dała mi tak naprawdę możliwości, aby go poznać. Oczywiście od pierwszego tomu Chaol należy do grona głównych bohaterów, jednak gdzieś w połowie serii został on zepchnięty na dalszy plan i wszystko skupiło się wokół Aelin. Trzeba było stworzyć dla niego cały osobny tom, aby ukazać wszystkie zawiłości jego charakteru, wszystkie jego blizny, to co trzymał w sercu i co od dawna zżerało go od środka. Chaol to bohater zbudowany na solidnych podstawach. Kieruje się honorem, jest uczciwy, ma dobre i dumne serce. Teraz uważam, że to właśnie on został najbardziej skrzywdzony na kartach tej serii, wszyscy inni jakoś sobie poradzili ze swoimi demonami, jednak jemu nigdy się to nie udało. Obserwowanie jak walczy z mrokiem, który się w nim zagnieździł, było niezwykle bolesne, ale również bardzo piękne, bo pomimo tak wielu ciosów, nie poddał się, tylko powstał by walczyć dalej.

Kiedy tylko przeczytałam opis tej książki, wiedziałam, że na pewno pojawi się w niej Yrene Towers, którą mogliśmy poznać w nowelce Zabójczyni i Uzdrowicielka. Nie spodziewałam się jednak, że okaże się ona tak świetną postacią, która ma w tej serii ogromną rolę do odegrania. Yrene jest przeciwieństwem bohaterek, z którymi do tej pory mieliśmy styczność. Jest niezwykle utalentowaną uzdrowicielką, nie walczy, nie zabija, zajmuje się za to leczeniem i ratowaniem ludzkiego życia. Ma ognisty temperament i cięty język, jednak mimo to pozostaje bardzo kobieca. Wiele wycierpiała w swoim życiu i równie wiele poświęciła, aby dotrzeć do Torre i zostać pełnoprawną uzdrowicielką. Jej zadaniem jest wyleczyć Chaola, nie jest to jednak łatwe ani dla niego, ani dla niej. Dziewczyna również ma swoje demony i choć umie sobie z nimi radzić, to jednak cały czas płonie w niej nienawiść. Nienawiści żywiona do Adarlanu, który odebrał jej matkę i szczęśliwe dzieciństwo. Z czasem jednak Yrene dostrzega, że nic z tego, co jej się przydarzyło nie jest winą Chaola. Choć nieustannie się kłócą i walczą ze sobą, to jednak zawiązuje się między nimi nić sympatii, która z czasem przeradza się w coś więcej.

Książka liczy sobie ponad osiemset stron. Większa część książki poświęcona jest Chaolowi, ale Nesryn również otrzymała sporo miejsca, aby się pokazać. Na początku wątki tych bohaterów były bardzo mocno ze sobą splecione, ale w pewnym momencie bohaterowie się rozdzielają. Chaol zajmuje się swoimi sprawami w Antice, natomiast Nesryn w towarzystwie księcia Sartaqa odbywa podróż w góry zamieszkiwane przez rukhin – jeźdźców dosiadających ruków, czyli ogromnych ptaków przypominających orły. Na początku zarówno ten wątek, jak i sama Nesryn jakoś szczególnie mnie nie interesowały. Nesryn to postać, która pojawiła się w czwartym tomie, ale nie odgrywała w nim jakiejś szczególnej roli, nie wyróżniała się z tłumu, więc w gruncie rzeczy nie mieliśmy okazji lepiej jej poznać. Uważam, że to bardzo ciekawa bohaterka, twarda i waleczna, ale jednocześnie wrażliwa, wychowała się w Adarlanie, jednak jej rodzina pochodzi z Południowego Kontynentu i to właśnie tu dziewczyna czuje się jak w domu. Wątek Nesryn okazał się bardzo interesujący i czytałam go z równie wielkim zaangażowanie, z jakim śledziłam losy Chaola. Mamy okazję poznać rukhin, wśród których znalazło się wiele ciekawych i świetnie wykreowanych bohaterów. Ku mojemu zaskoczeniu pojawiła się jeszcze jedna postać z nowelek, a konkretnie z nowelki Zabójczyni i Czerwona Pustynia, która również okazała się mieć w tej historii rolę do odegrania. Ten wątek, choć się na to nie zapowiadał, okazał się niezwykle istotny dla całej serii, Sarah J. Maas ujawniła nam za jego sprawą bardzo istotne informacje, które wyjaśniły wiele spraw i na pewno okażą się kluczowe w kolejnym tomie.

Akcja w tej książce w przeciwieństwie do poprzednich tomów serii nie gna łeb na szyję. Takich podniosłych momentów czy trzymających w napięciu potyczek jest bardzo mało, skupiamy się tu na leczeniu Chaola i pobycie Nesryn u rukhin, zamiast walk na śmierć i życie mamy politykę i dworskie intrygi. Ta książka jest przede wszystkim smutna, pełna bólu i żalu, opowiada historię o powracaniu do życia, o akceptacji przeszłości i samego siebie. Muszę przyznać, że to miła odmiana i chwila oddechu po nieco patetycznym Imperium Burz. Sarah J. Mass w swoich ostatnich książkach robiła coś takiego, że zaczynała świetnie scenę, ale potem nagle niszczył ją jakąś głupią wypowiedzią bohatera. Nic takiego na szczęście nie dzieje się w Wieży świtu. Na pochwałę zasługuje również styl autorki, który z tomu na tom robi się coraz lepszy. Niektóre rzeczy jednak się nie zmieniają, czyli na przykład parowanie wszystkich ważnych bohaterów, czy niektóre zabiegi fabularne wielokrotnie już wykorzystywane przez autorkę w jej książkach. Wieża świtu jest jednak tak dobra, że można przymknąć okno na jej niedoskonałości, a przynajmniej ja to zrobiłam.

Wieża świtu to dla mnie największe zaskoczenie tego roku. Nie spodziewałam się, że ta książka tak mną wstrząśnie i całkowicie odmieni mój stosunek do Chaola. Liczy sobie ona prawie osiemset stron, tempo akcji jest dość powolne, ale ja nie nudziłam się ani chwilę podczas jej czytania. Zakończenie wzbudziło we mnie wiele różnych emocji, z którymi nadal się nie uporałam i wiem, że nie uda mi się to jeszcze przez dłuższy czas. Nie mogę się już doczekać aż w moje ręce wpadnie Kingdom of Ash, ale jednocześnie przepełnia mnie głęboki smutek na myśl, że to już ostatni tom. Wiem, jednak że bez względu na to, jak zakończy się ta historia, jej finał będzie epicki, dlatego warto jeszcze trochę na niego poczekać.  

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Uroboros 
Zobacz więcej >
Zatracona w słowach © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka