Imperium burz to już piąty tom serii
Szklany tron, która zarówno w Polsce, jak i za granicą cieszy się
ogromną popularnością. Z twórczością Sarah J. Maas zapoznałam
się krótko po premierze jej drugiej książki w naszym kraju. Trudno mi przyjąć do wiadomości, że minęło już kilka lat od
momentu, kiedy zaczęłam przygodę z tą serią. Na każdy kolejny
tom czekałam z coraz większą niecierpliwością i nie inaczej było
w przypadku Imperium burz. Każda kolejna część jest również
coraz dłuższa, dlatego, kiedy w końcu trafił do mnie piąty tom,
nie mogłam pohamować radości, że liczy on sobie ponad osiemset
stron.
Imperium burz rozpoczyna się od fragmentu, będącego,
jak się później okaże wstępem do dłuższej opowieści, która
ma kluczowe znaczenie dla fabuły. Po nim wracamy do głównej
bohaterki i jej drużyny, która musi zmierzyć się z
nieoczekiwanymi trudności. Nic nie układa się po ich myśli, są
zmuszeni zmienić swoje plany i zamiast wrócić do domu, kierują
się w przeciwnym kierunku na misję, która ma udowodnić ich
wartość. Podobnie jak w poprzednich tomach nie wszystko jednak
kręci się tylko i wyłącznie wokół Aelin, mamy tutaj
również rozdziały, w których prym wiedzie Manon, a
także Elide, której los łączy się z dobrze nam zaznanym
wojownikiem Fae. Dzieje się bardzo wiele, akcja pędzi w
zawrotnym tempie. Podobnie jak w przypadku poprzednich tomów nie
mogłam oderwać się od tej książki i chociaż jest niezwykle
obszerna, to na jej lekturę potrzebowałam zaledwie dwóch dni. Warto również
wspomnieć, że w Imperium burz pojawiają się bohaterowie z nowelek
i odgrywają oni w tym tomie bardzo istotną rolę. Właśnie dlatego
radzę wszystkim osobom, które nie zapoznały się z nowelkami
nadrobić to przed sięgnięciem po piątą część. Nie jest to
konieczne, ale o wiele łatwiej zrozumieć niektóre kwestie i
wydarzenia, które rozgrywają się na kartach książki.
W
tym tomie zwróciłam uwagę na zabieg autorki, do którego nie
jestem całkowicie przekonana. Chodzi mi głównie o to, że Sarah
J. Maas postanowiłam połączyć wszystkich swoich
głównych bohaterów w pary. Nie mówię, że to jest coś złego,
jednak według mnie stało się to już nudne i przewidywalne. Brak
mi elementu zaskoczenia, ponieważ można bardzo łatwo się
domyślić, że akurat tą czy inną parę bohaterów połączy
głębsze uczucie, nawet jeśli dopiero się poznali, stracili inną
ukochaną osobę czy kompletnie do siebie nie pasują. Autorka
bardziej by mnie zaskoczyła, gdyby bohaterowie pozostali
przyjaciółmi czy po prostu byli wobec siebie neutralni. Bardzo
cenię to, że Sarah J. Maas nie zaniedbuje sfery
uczuciowej, ale takie parowanie bohaterów, niszczenie związków i
budowanie kolejnych odciąga uwagę od głównego wątku, który
nadal pozostaje według mnie najciekawszym elementem tej
książki.
Seria była zaplanowana na sześć tomów. Autorka
zaczęła jednak w międzyczasie pisać nowelkę o Chaolu, która
rozrosła się do dość pokaźnych rozmiarów i w rezultacie została
szóstym tomem, co sprawiło, że ostatecznie cała seria będzie
liczyć sobie siedem części. Muszę przyznać, że nie jestem
szczególnie zadowolona z tego rozwiązania, ponieważ nie przepadam
za Chaolem i zdecydowanie mogłabym się obyć bez
poświęconej mu w całości książki. W Imperium burz nie pojawiła
się nawet jedna scena z jego udziałem i nie będę ukrywać, że
byłam z tego powodu bardzo szczęśliwa. Na pewno sięgnę po
kolejny tom, który ukazał się już za granicą pod tytułem Tower
of Dawn, ponieważ bardzo lubię tę serię i na pewno nie mam
zamiaru jej przerywać przez Chaola. Może nawet stanie się
coś nieoczekiwanego i akurat ta część mnie do niego
przekona.
Muszę przyznać, że po przeczytaniu początkowej
sceny zaczęłam się domyślać, co chodziło autorce po głowie od
samego początku tej serii. Sarah J. Maas po czterech
tomach w końcu zdecydowała się ofiarować nam odpowiedzi, a nie
tylko kolejne pytania. Widać, że od początku miała pomysł, który
systematycznie rozwijała przez całą serię. Bardzo zręcznie
splotła ze sobą wydarzenia, ponieważ wszystko łączy się w
sensowną całość, niestety do złudzenia przypomina mi to inne
bardzo popularne książki. Do samego końca miałam nadzieję, że
moje przewidywania nie okażą się trafne, ale oczywiście tak się
nie stało. Wiele innych motywów powtarza się w książkach różnych
autorów, co nie jest niczym niezwykłym i nie miałabym aż tak
wielkiego problemu z tym, co autorka zrobiła w tej książce, gdyby
tylko zostało to dobrze poprowadzone. Obawiam się jednak, że Sarah
J. Maas nie będzie już w stanie dobrze z tego wybrnąć,
niezależnie od tego, w którą stronę się skieruje.
Nie mam
wrażenia, że Imperium burz jest najlepszym tomem serii, jak to
miałam w przypadku każdej poprzedniej części. Mam ogromny
sentyment do Szklanego tronu i to się raczej nie zmieni, chociaż po
tym tomie widać wyraźnie, że ta seria ma kilka wad. Nadal
uwielbiam Imperium burz, które jest bardzo dobrą, wciągającą i
emocjonującą historią, jednak teraz bardziej sceptycznie podchodzę
do zakończenia całej serii. Nie tracę nadziei, że Sarah
J. Maas uda się mnie zaskoczyć, ale staram się nie mieć
już tak wielkich oczekiwań, jak przed lekturą tego tomu.
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Grupie Wydawniczej Foksal
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz