Postąpiła słusznie, jednak ściągnęła na swoje królestwo wielkie niebezpieczeństwo. Armia Mort zmierza w stronę Tearlingu,
a jej nadejście zwiastuje rzeź, podobną do tej, która miała miejsce lata temu. Kelsea odzyskała
tron, jednak na jak długo? Co pragnie jej przekazać Lily – kobieta żyjąca przed przeprawą,
dla której każdy dzień jest walką o przetrwanie. Czy młodej królowej uda
się ocalić swoje królestwo? Czy odpowiedzi na dręczące ją pytania znajdzie w
swoich wizjach, które przenoszą ją w przeszłość?
Królowa Tearlingu była dla mnie niesamowitą książką, kawałkiem porządnej fantastyki i powiewem świeżości wśród masy takich samych książek z tego gatunku. Sprawiła, że na kilka godzin wszystkie inne sprawy poszły w kąt, a ja bez reszty oddałam się lekturze. Jedyne, o czym marzyłam po jej skończeniu, było
sięgnięcie po kontynuację, a kiedy w końcu wpadła ona w moje ręce, nie
mogłam się od niej oderwać. Nie opuszcza mnie jednak wrażenie, że przeczytałam ją za szybko, a teraz muszę czekać
co najmniej rok na finał tej niesamowitej trylogii.
Akcja drugiego tomu rozpoczyna się w tym samym momencie, w którym zakończyła
się Królowa Tearlingu. Od razu zostajemy rzuceni na głęboką wodę, w wir
narad i działań wojennych. Królestwo szykuje się na inwazję, odbywa się
ewakuacja ludzi, a małe i kiepsko uzbrojone siły Tearlingu sabotują
armię Mort, z którą jednak nie mogą się równać. Kelsea zaczyna
miewać wizje, które ukazuję jej czasy sprzed przeprawy i Lily – młodą kobietę walczącą ze wszystkich sił, by przetrwać w świecie, w którym przyszło jej żyć. Dzięki niej poznajemy historię Tearlingu i dowiadujemy się, dlaczego przodkom młodej królowej tak bardzo zależało na stworzeniu nowego, wolnego od technologii świata. W Inwazji na Tearling skupiamy się na dwóch głównych wątkach, w tym na tytułowej inwazji oraz historii królestwa, która wiele wyjaśnia i rzuca nowe spojrzenie na świat wykreowany przez autorkę.
W Inwazji na Tearling pojawiają się nowi bohaterowie, ale i znane nam
z pierwszego tomu postacie. Wiele z nich bardzo zmieniło się, odkąd ich
poznaliśmy, jednak najbardziej widoczną przemianę przeszła sama Kelsea.
Od początku była diabelnie inteligentna, czym wprawiała innych w zakłopotanie,
nieraz odznaczyła się odwagą, a także pokazała, że jest w stanie poświęcić
własne życie dla dobra swoich poddanych. W Inwazji na Tearling stała
się stanowczą, skupioną na swoim celu władczynią, która nie waha się posuwać do
drastycznych rozwiązań. Pokazuje, że potrafi być brutalna i okrutna, a władza i
odpowiedzialność, która spoczywa na jej barkach, wywiera na nią ogromny
wpływ. Kelsea zmienia się nie tylko pod względem charakteru, ale
również wyglądu za sprawą dwóch magicznych szafirów, które nosi na szyi, a
dzięki którym zyskuje również niezwykłe umiejętności.
Najbardziej żałuję, że w tym tomie było tak mało Ducha, który jest jedną z moich ulubionych postaci w tej trylogii i z racji, że w pierwszym tomie pojawiał
się bardzo rzadko, to miałam nadzieję, że w Inwazji na Tearling będziemy mieli okazję poznać go bliżej, jednak tak się nie stało. Autorka postanowiła trzymać czytelnika do samego końca w niepewności i z własnymi domysłami, gdyż nadal nie
zdradziła, kim tak naprawdę jest Duch, ani jak brzmi jego prawdziwe imię, co
sprawia, że chcę sięgnąć po trzeci tom jak najszybciej. Wielką sympatią
obdarzyłam również nowych bohaterów, którzy pojawili się w tym tomie i mam tu
na myśli: Lily, Dori, Williama i Jonathana, którzy są tak samo niesamowicie
wykreowani, jak każda inna postać w tej trylogii.
Erika Johansen zastosowała w swojej książce niezwykły zabieg, gdyż akcja tej
trylogii rozgrywa się w przyszłości, choć jej realia od razu przywodzą na myśl
średniowiecze. Wizje młodej królowej dotyczą natomiast przeszłości, mamy w niej
wieżowce, samochody i Nowy Jork otoczony murem, jednak dla czytelnika jest to
nadal przyszłość. Dla mnie było to bardzo osobliwe uczucie czytać o
wydarzeniach z przyszłość, w których cofamy się do przeszłości, która
jednak dla mnie nadal pozostaje przyszłością. Nigdy nie spotkałam się z czymś
takim w książce, dlatego było to niezwykle oryginalne i szalenie ciekawe
poznawać Tearling oraz jego historię w taki sposób.
Inwazja na Tearling to genialna kontynuacja, która jest jeszcze
lepsza niż Królowa Tearlingu. To trzymająca w napięciu, pełna magii i
świetnie nakreślonych bohaterów powieść, od której nie można się
oderwać. Przeczytałam ją w kilka godzin i już nie mogę się doczekać trzeciego
tomu, który jak przypuszczam, będzie jeszcze lepszy, niż dwa poprzednie. Jeśli
jeszcze nie mieliście okazji zapoznać się z tą trylogią, to jak najszybciej
sięgajcie po Królową Tearlingu, a potem Inwazję na Tearling, bo
gwarantuję, że się nie zawiedziecie.
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję księgarni internetowej Gandalf.com.pl
Ojejku! Muszę ją przeczytać!
OdpowiedzUsuń