Niektóre baśnie nigdy nie powinny stać się rzeczywistością...

Od kiedy umarł ojciec Errin, a jej brat Lief zniknął bez śladu, dziewczyna sama musi zatroszczyć się o matkę chorą na tajemniczą chorobę, a także zarabiać na życie sprzedając nielegalne mikstury. Od kiedy jej rodzina straciła majątek, mieszkają w małej chacie, która lata świetności ma już za sobą, w wiosce zamieszkiwanej w większości przez ludzi wyjętych spod prawa. Sytuacja pogarsza się, kiedy do Errin docierają wieści o Śpiącym Księciu, który ponownie się przebudził i podbił Lormere, Erin oraz inni mieszkańcy wioski muszą się przesiedlić, gdyż leży ona przy granicy z podbitym królestwem. Dziewczyna zostaje bez dachu nad głową, a jedyną osobą, którą może prosić o pomoc jest Silas – niezwykle tajemniczy mężczyzna, który kupuje od niej śmiertelne trucizny, a twarz ukrywa pod kapturem. Errin musi wyruszyć w podróż, aby odnaleźć pewną osobę, która może pomóc ocalić ją i jej matkę, a także stawić czoło żywej baśni.

Śpiący Książę to kontynuacji Córki zjadaczki grzechów, w której poznałam historię Twylli – narzeczonej następcy tronu, która jako wcielenie bogini zabijała swoim dotykiem, a w zamku odgrywała rolę kata. Jej historia nie spodobała mi się jakoś szczególnie, była według mnie słaba. Sam pomysł mi się podobał, ale jego realizacja już nie szczególnie, dlatego sięgając po drugi tom, byłam pełna wątpliwości. Na początku nie miałam zamiaru czytać tej książki, jednak bardzo nie lubię nie kończyć serii, a na temat drugiego tomu czytałam sporo pozytywnych opinii, których autorzy twierdzili, że jest on o wiele lepszy od pierwszego i jak się okazało, mieli rację.

Fabuła w Śpiącym Księciu okazała się o wiele bardziej interesująca od tej przedstawionej w Córce zjadaczki grzechów. Pierwszy tom został prawie w całości zdominowany przez nieciekawy wątek romantyczny i choć w drugim tomie romans również się pojawia, to jest on przedstawiony w bardziej subtelny sposób. Pojawił się również wątek podróży. Bohaterowie nie przebywają cały czas w tym samym miejscu, ale prawie cały czas się przemieszczają, dzięki czemu mamy okazję lepiej poznać świat wykreowany przez autorkę. Cała historia kręci się wokół baśni o Śpiącym Księciu, która jak się okazuje, nie jest tylko baśnią. Bardzo podobało mi się to, w którym kierunku autorka postanowiła pokierować historię zapoczątkowaną w pierwszym tomie, która według mnie tak naprawdę dopiero w kontynuacji nabrała głębszego sensu.

Errin okazała się o wiele ciekawszą bohaterką niż Twylla, która była według mnie płaską postacią, a do tego zachowywała się strasznie głupio. Na dziewczynę spadła odpowiedzialność za matkę, po tym, jak jej brat Lief, którego również mieliśmy okazję poznać w pierwszym tomie udał się do Lormere, a słuch po nim zaginął. Errin okazała się bardzo zaradna i samodzielna, wykazała się odwagą, ale miała także chwile słabości i załamania. Drugą główną postacią jest Silas – tajemniczy chłopak, który skrywa twarz pod kapturem i ma pewną tajemnicę, która może zaważyć na losach wojny. Nie był on jakoś szczególnie ciekawym bohaterem, nie wyróżnił się żadną szczególną cechą, dzięki której zapamiętałabym go na dłużej, podobnie jak większość bohaterów Śpiącego Księcia

Najlepszą częścią tej książki jest niezaprzeczalnie zakończenie, które okazało się po części zaskakujące, ale przede wszystkim sprawiło, że polubiłam bardziej główną bohaterkę, która pokazała, że jest zawzięta i będzie walczyć do samego końca. Sposób, w jaki autorka zakończyła Śpiącego Księcia, otworzył jej wiele możliwości, które mam nadzieję, Melinda Salisbury wykorzysta, a trzeci tom okaże się lepszy od drugiego. 


Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zielona Sowa

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Zatracona w słowach © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka