Adelina osiągnęła swój cel. Mogłoby się wydawać, że ma już wszystko, czego
pragnęła, jednak jej ambicja nie zna granic. Biała Wilczyca otoczona
sojusznikami chce dokonać całkowitej zemsty na tych, którzy ją zdradzili i
porzucili. Mrok w jej wnętrzu zaczyna jednak wymykać się spod kontroli.
Adelinie nieustannie towarzyszą szepty, które wciągają ją jeszcze bardziej w
ciemność, grożąc utracie wszystkiemu, co zdobyła. Dziewczyna musi połączyć siły
ze Sztyletami i udać się w podróż, która ma na celu ocalenie całego świata i
wszystkich malfetto. Czy uda im się tego dokonać?
Ponad dwa lata temu przeczytałam pierwszy tom trylogii Malfetto. Mroczne
piętno oczarowało mnie i z niecierpliwością wyczekiwałam kontynuacji, z którą
zapoznałam się w zeszłym roku. Drużyna róży sprostała moim oczekiwaniom i
sprawiła, że równie mocno nie mogłam się doczekać finału, z którym wiązałam
wielkie nadzieje. Czy Marie Lu udało się zakończyć tę trylogię w odpowiedni
sposób?
Fabuła Północnej gwiazdy rozpoczyna się rok po zakończeniu Drużyny Róży. Muszę
przyznać, że nie spodziewałam się takiego dużego przeskoku w czasie, ale
uważam, że było to świetne posunięcie ze strony autorki. Przez ten rok jak
przypuszczam, nie wydarzyło się za wiele, a ominięcie go pozwoliło przejść od
razu do najważniejszej części, czyli podróży, którą odbywają bohaterowie w tym
tomie. Stan umysłu Adeliny nie prezentuje się najlepiej, na jaw wychodzą
zaskakujące fakty i tym sposobem, aby ocalić cały świat, dziewczyna musi
połączyć siły ze swoimi wrogami i niegdysiejszymi przyjaciółmi, aby spróbować
go ocalić. Pierwsza połowa książki to wydarzenia, które prowadzą do
zjednoczenia wrogów, a dopiero w drugiej części powieści odbywamy razem z
bohaterami wędrówkę na daleką północ, która kryje wszystkie odpowiedzi.
Marie Lu w końcu zdecydowała się podzielić z nami szczegółami dotyczącymi malfetto.
Dowiadujemy się, czego byli skutkiem i w jaki sposób powstali. Nie do końca
spodziewałam się akurat tego, ale jestem zadowolona z kierunku, jaki obrała
autorka. W tym tomie podobnie jak w poprzednich
mamy do czynienia z różnymi punktami widzenia. Pióro autorki jest lekkie, a
przez całą historię po prostu się płynie. Pojawiają się tu sceny drastyczne,
smutne, ale również subtelne, które trafiają prosto w serce.
Jedyne zastrzeżenie, jakie mam do tej książki, to jej długość. Północna gwiazda
jest najkrótszym ze wszystkich tomów tej trylogii i liczy sobie nieco ponad
trzysta stron. Po przeczytaniu miałam wrażenie, że autorka wyznaczyła
sobie limit, którego chciała się usilnie trzymać, ponieważ ta historia
mogła zostać o wiele bardziej rozwinięta. Marie Lu jak na mój gust przesadziła
trochę z przeskokami czasowymi, gdyż mieliśmy na przykład bardzo dynamiczną
scenę, po której przenosiliśmy się o kilka dni do kolejnego interesującego
momentu. Z jednej strony pomagało to utrzymać zainteresowanie czytelnika,
jednak z drugiej burzyło nieco sposób w jaki odczuwałam upływ czasu w tej książce.
Zakończenie Północnej gwiazdy nie zwala z nóg, nie wprawia w osłupienie, jednak
jest za to bardzo poruszające. Spodziewałam się, jak autorka postanowi
zakończyć historię Adeliny i moje przypuszczenia okazały się prawdziwe, jednak
jeszcze na samym końcu Marie Lu zaskoczyła mnie, oczywiście w pozytywny sposób
niewielkim akcentem i nawiązaniem do baśni ludowych. Całą trylogię zaliczam do
bardzo udanych, jest to pełna wrażeń i emocji historia, w której główną rolę
gra w pewnym sensie czarny charakter. Jeśli jeszcze nie mieliście okazji
zapoznać się z tą trylogią, to gorąco Was do tego zachęcam, ponieważ nie powinniście czuć się rozczarowani.
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zielona Sowa
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz