Mijając się z celem


Dopiero, co wróciłam z kina i postanowiłam napisać dla was ten post. W grudniu do kin weszła ostatnia już część filmowej trylogii o przygodach hobbita Bilba Bagginsa, czyli „Hobbit Bitwa Pięciu Armii”. Jak to się skończyło? Po roku oczekiwania mamy okazję zakończyć naszą przygodę z filmowym hobbitem, ale czy o to chodziło?

 Emocje, które towarzyszyły mi podczas „Hobbita” dalekie były od tego, co czułam podczas „Władcy Pierścieni”. Peter Jackson, który wyreżyserował obie te trylogie, tym razem jednak się nie popisał. Chcąc powtórzyć swój poprzedni sukces na siłę wprowadził nowe wątki i bohaterów, które z samą książką Tolkiena, nie mają wiele wspólnego. Czy osiągnął sukces? Oczywiście. Popularność, jaką cieszą się książki Tolkiena wystarczyła, aby przyciągnąć do kin miliony fanów.

Film rozpoczyna się w momencie, na którym zakończyła się poprzednia część. Smaug napada na „Miasto na jeziorze”, niszcząc je doszczętnie. Sam jednak ginie ugodzony w serce strzałą posłaną przez Barda.Wywołuje to lawinę zdarzeń, która w końcu doprowadza do tytułowej „Bitwy Pięciu Armii”, która zajmuje większość z 144 minut filmu. W trakcie jest jeszcze czas na zakazaną miłość elfa z krasnoludem i to właściwie wszystko.

Po wszystkich trzech częściach pozostaje jednak tylko rozczarowanie, gdyż z każdą kolejną bohaterowie stawali się coraz bardziej nieistotni. Zostali zastąpieni ogromem efektów specjalnych i scen walk. Dialogi zostały zepchnięte na bok, a sami bohaterowie stali się pionkami na polu bitwy. W szale efektów specjalnych, Jackson zapomniał, o co tak naprawdę w tym chodziło. Powtarzając swoje poprzednie chwyty nie stworzył nic wartego uwagi.

Muzyka , z jaką przy okazji mamy możliwość się zaznajomić, nie powala na kolana. Muzyka, która się pojawia, towarzyszy głównie scenom walki. W tych nielicznych „wzruszających” momentach mamy możliwość odetchnięcia, nie powtarza się to jednak często.

 Zabawne jest to, że co roku podczas premier kolejnych filmów, w księgarniach pojawiał się „Hobbit”, co roku z nową filmową okładką. Więc jeśli jeszcze tego nie czytaliście, a powinniście, gdyż film nie oddaje tego, co ma nam do zaoferowania książka, macie do wyboru i filmowe okładki i te oryginalne.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Zatracona w słowach © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka