Raz na cztery pokolenia jedna osoba
zostaje wybrana. Otrzymuje Boski Kamień, a razem z nim wielkie zadanie. Sama
jednak musi się przekonać, jakie i czy zdoła je wykonać. Elisa została wybrana.
W dniu szesnastych urodzin wychodzi za mąż za króla Joy d'Arena, gdyż sama jest
księżniczką Orovalle. Opuszcza swój rodzinny kraj, by wyruszyć do nowego,
całkiem jej nieznanego. Gdy zostawia za sobą dotychczas znany i bezpieczny dom, okazuje
się, że ma wielu wrogów, o których nie miała pojęcia. Nie wie nic. Musi sama
dowiedzieć się prawdy i spełnić wielkie proroctwo, inaczej umrze młodo, jak
większość z wybrańców.
„Dziewczyna ognia i cierni” tak jak i większość powieści potrzebowała czasu na rozwinięcie. Nie trwało to jednak długo, przez co akcja się nie rozciągnęła. Wręcz przeciwnie po około 100 stronach gna w zawrotnym tempie, ciągle coś się dzieje, nie mamy czasu na zastanowienie, z zainteresowaniem śledzimy losy Elisy. Autorka nie boi się ryzyka, tak samo jak nie powstrzymuje się przed rzucaniem pod nogi bohaterki kolejnych przeciwności, którym musi stawić czoła. Z każdym rozdziałem rodzi się więcej pytań, niż odpowiedzi, które, jednak ostatecznie poznamy na końcu lektury.
Na początku podobało mi się, że główna
bohaterka, czyli Elisa nie jest taka jak typowe księżniczki. Nie jest szczupła,
piękna, ale za to bardzo inteligentna i sprytna. Przez większość swojego życia
pozostawała w cieniu siostry, która jest jej całkowitym przeciwieństwem. Mimo to
momentami bardzo mnie irytowała. Przez prawie połowę książki księżniczka jest
po prostu zakompleksioną nastolatką, świadomą grożącego jej niebezpieczeństwa,
jednak całkiem wobec niego bezradną. Jak można się domyślić na kartach książki przechodzi
wewnętrzną przemianę. Staje się silną i niezależną bohaterką, która jest w
stanie stawić czoła swoim wrogom, ratując przy tym przyjaciół.
Przez prawie 200 stron książki Elisa
niesamowicie mnie denerwował. Miała mnóstwo kompleksów, a w szczególności
uważała się za grubą. Sama ciągle jadła i tak uważała, ale nic z tym nie
robiła, tylko jadła więcej, ponieważ była przygnębiona. Uważam, że ta książka
wiele by zyskała, gdyby nie ciągłe nawiązania do jedzenia. Naprawdę, nie radzę
czytać tej książki przed obiadem. W niektórych powieściach autor w ogóle autor omija kwestie jedzenia, tak jakby bohaterowie nie potrzebowali jedzenia, co również nie do
końca jest dobre, ale tutaj Pani Carson przesadziła, gdyż, co kilka stron
bohaterowie coś jedzą, naprawdę. Gdyby wyrzucić nadmiar fragmentów uczt i
posiłków to książka wiele by na tym zyskała.
Książkę napisano prostym i zrozumiałym
językiem, jednak nie zawsze, według mnie wpasowywał się on w treść powieści.
Pojawia się oczywiście bardziej oficjalny, dworski język, zwroty typu
"Wasza Wysokość", jednak mam pewne zastrzeżenie, ponieważ w książce
pojawia się także określenie „ziomki”. W ogóle nie pasowało mi to do treści
książki, zwłaszcza, że zostało zastosowane w dość krytycznym dla bohaterki
momencie i to przez nią samą. Psuło mi to odbiór pewnych wydarzeń i samej
Elisy, która jako księżniczka powinna, według mnie użyć raczej innego
określenia.
Podsumowując „Dziewczyna ognia i cierni”
podobała mi się. Sądzę jednak, że spodobałaby mi się bardziej, gdyby przez
pierwszą połowę książki bohaterka nie skupiała się głównie na sobie i swoim
wyglądzie oraz gdyby nie kwestia jedzenia. Na pewno wpłynęłoby to pozytywnie na
odbiór książki, która sama w sobie była ciekawa i zaintrygowała mnie. Sięgnę po
kolejne tomy, choćby po to, żeby zobaczyć jak potoczą się dalsze losy bohaterki
i mam nadzieję, że okażą się lepsze od pierwszej części.
Czytaliście książkę? Co o niej sądzicie? Macie zamiar ją przeczytać?
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz