Dwunastu graczy, z dwunastu ludów usłyszało Wezwanie. Na
ziemię spadły meteoryty, rozpoczęło się Endgame. Szkoleni przez całe swoje
życie, przygotowywani do tego dnia, urodzeni zabójcy będą walczyć o losy
świata. Nadszedł czas, zwycięzca może być tylko jeden!
Koniec świata to temat ubóstwiany zarówno przez autorów, jak i wydawców. Bo co
ta za książka, w której światu nie grozi apokalipsa, a trupy nie padają gęsto.
Przecież ludzkość potrzepuje porządnego kopa w postaci kilku meteorytów, które
przyniosą nie wiadomo, jakie zniszczenie. Autorzy, czyli James Frey i Nils
Johnson - Shelton postanowili pójść o krok dalej i przenieść akcję z książki do
prawdziwego świata, tworząc tym samym trylogię, której pierwszy tom nosi tytuł
"Wezwanie".
Endgame to gra, a jak to w grze bywa pojawiają się również
gracze. W książce pojawia się ich dwunastu, z czego każdy wywodzi się z
innego starożytnego ludu, który reprezentuje w walce o przetrwanie. Śledzimy
losy każdego z graczy, dlatego co rozdział zmienia się nasz punkt widzenia na
całą historię. Nie trzeba daleko jechać, żeby zwiedzić różne zakątki świata,
ponieważ w "Endgame" skaczemy z miejsca na miejsce. Jesteśmy w Azji,
w Ameryce, potem przenosimy się do Europy i tak przemierzamy świat. Na kartach
książki, poznajemy nie tylko różne kultury, ale także miejsca, z których
istnienia mogliśmy nie zdawać sobie sprawy.
Z powodu dużej liczy bohaterów, nie jest łatwo się z nimi
zżyć, a przynajmniej mnie się to nie udało. Nie mówię, jednak, że nie
kibicowałam nikomu, bo kibicowałam. Trzymałam kciuki za kilku bohaterów, kilku
przeżyło, inni zginęli, ponieważ James Frey nie boi się uśmiercać Graczy,
którzy w gruncie rzeczy są do tego przeznaczeni. Wręcz uwielbia dodawać im
cierpienia, nieustannie rzucając kolejne kłody pod nogi. Co można wyraźnie
zauważyć, autor od początku zwraca szczególną uwagę na pewną parę graczy. Rozdziały
z ich udziałem pojawiają się zdecydowanie najczęściej, tak, jakby mówił, że to
właśnie im powinniśmy kibicować.
Najbardziej irytującą i nieznośną postacią, która
doprowadzała mnie do szału, był chłopak, a raczej były chłopak jednej z
uczestniczek Endgame. Nie wiem, co ona w nim widziała. Oczywiście, jak można
przypuszczać, jest to przystojny, wysportowany chłopak, kapitan drużyny
footballowej, którego mądrym bym raczej nie nazwała. Poza tym jest tak
zaborczy, że postanawia śledzić swoją dziewczynę, mimo że ta kazała mu o niej
zapomnieć. Od początku wiedziałam, że to zrobi, to było akurat do przewidzenia,
ale mimo wszystko był tak nieznośny, że jak najszybciej chciałam przebrnąć
przez jego rozdziały.
Nie mogę powiedzieć, że ta książka nie jest wtórna. Jest
strasznie wtórna, ale równie interesująca i niesamowicie wciągająca. Przez całą
powieść można się doszukać wyraźnych podobieństw do Igrzysk Śmierci, jednak,
czy był to minus? Wszystko zależy od czytelnika, czy przywiązuje szczególną
wagę do podobieństw, czy w czasie czytania nieustannie porównuje dwie historie.
Mnie to nie przeszkadzało, po prostu przymknęłam na to oko, by móc dać
się w pełni pochłonąć "Endgame".
"Endgame. Wezwanie" to pierwszy tom trylogii, o
tyle niezwykłej, że czytelnik może w pełni w niej uczestniczyć, rozwiązując
zagadki pojawiające się na kartach książki. To niezwykle kreatywny projekt
stworzony dla fanów zagadek logicznych i łamigłówek, ale także niezobowiązująca
powieść, zapewniająca wielogodzinną rozrywkę.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz