Otwórz oczy, nim zamkniesz je na zawsze


Światło którego nie widać to książka, na którą czekałam od chwili, aż dowiedziałam się, że ma zostać wydana w Polsce. Odliczałam miesiące i nie mogłam doczekać się dnia, w którym książka nareszcie wpadnie w moje ręce i będę mogła zabrać się za czytanie. Wiązałam z nią wielkie nadzieje, chociaż towarzyszyła mi przy tym nutka sceptycyzmu jak mam zazwyczaj w związku z tak wychwalanymi powieściami. Okazało się, że nie miałam się czego obawiać, ponieważ Światło, którego nie widać przerosło moje najśmielsze oczekiwania.

Marie-Laure to niewidoma nastolatka, mieszkająca razem z ojcem w Paryżu. Po wybuchu wojny wspólnie wyruszają do Saint-Malo, gdzie mieszka nigdy niewidziany przez dziewczynę stryj. Na wschód od Paryża w Zagłębiu Ruhry mieszka nieprzeciętnie inteligentny Werner Pfennig, który zajmuje się naprawianiem i składaniem odbiorników radiowych. Dzięki swym umiejętnościom chłopak z domu dziecka trafia do elitarnej szkoły nazistowskiej. Kilka lat później służy już jako członek specjalnej jednostki. Zostaje wysłany do Saint-Malo, a podczas ataku aliantów losy tej dwójki splatają się...

Już po przeczytaniu pierwszej strony wiedziałam, że nie będzie to kolejna z wielu książka o wojnie. Już na samym początku w rzuca się ciekawa konstrukcja powieści. Rozdziały naprzemiennie opisują wydarzenia rozgrywające się w otoczeniu bądź z udziałem dwójki głównych bohaterów. Dodatkowo książka podzielona jest na części, które opisują wydarzenia teraźniejsze dla bohaterów, ale i ich przyszłość. Cofając się w czasie mamy okazję poznać przyczyny różnych zdarzeń i motywy postaci.

Podczas czytania tej książki miałam jeden bardzo wielki problem, który tylko upewnił moje przekonanie, że będzie to genialna powieść, która po skończeniu pozostawi po sobie pustkę. Gdy coraz bardziej zagłębiałam się w Światło, którego nie widać mój zapał wzrastał z każdym kolejnym rozdziałem. Z jednej strony chciałam jak najprędzej poznać dalsze losy bohaterów, nie mogłam przestać myśleć, co stanie się w dalszej części powieści. Natomiast z drugiej strony nie chciałam jej kończyć, dlatego w miarę moich możliwości starałam się spowolnić czas czytania. W wyniku tego powieść, którą mogłam bez problemu przeczytać w góra dwa dni, czytałam przez tydzień, co uważam za wielki osiągnięcie. Niestety to i tak przeczytałam ją stanowczo w zbyt krótkim czasie.

Bohaterowie, których nakreślił autor, są niezwykle wyraziści. Oprócz dwójki głównych bohaterów poznajemy także wiele innych interesujących postacie, ale to wokół Marie-Laure i Wernera kręci się cała akcja. Autor opisał losy swoich bohaterów z niezwykłą przenikliwością i wrażliwością, nie zatracając przy tym swojego obiektywizmu. Nic nie jest czytelnikowi narzucone. On sam zżywa się z bohaterami, przejmuje się ich tragicznym losem i odczuwa wobec nich sympatię. Krótkie dialogi kryją w sobie niewypowiedziane słowa, które każdy może odszyfrować inaczej.

Światło, którego nie widać to nie opowieść o miłości między dziewczyną a chłopakiem, która nie miała nawet okazji się zawiązać. Mamy tu ukazaną również głęboką miłość ojca do córki, który gotów jest zrobić wszystko dla swojego dziecka. Strach przed światem, który wyrządził człowiekowi wielką i dotkliwą krzywdę. To opowieść o stawianiu pierwszych kroków w nowej, nieznanej i okrutnej rzeczywistości. O okropnościach wojny, jej skutkach i wpływie na świat i pojedynczych ludzi.

Niesamowicie się zdziwiłam, gdy przeczytałam, że autor na pisanie swojej powieści poświęcił dziesięć lat. To jednak rozjaśniło całą sytuację, ponieważ przestałam się dziwić jak to możliwe, że tak gruba objętościowo książka była niezwykle dopracowana, a wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Niejednokrotnie podczas czytania odczuwałam, że wydarzenia nie mogły potoczyć się inaczej, że wszystko jest na swoim jedynym i właściwym miejscu. Z góry mamy świadomość, że zakończenie, które nas czeka, nie będzie szczęśliwe i wcale nie czeka nas zaskoczenie na końcu, bo właśnie takie nie jest. Ostatnie pięćdziesiąt stron czytałam przez łzy, ponieważ nie mogłam się uspokoić. Okazało się, że sześćset stron nie wystarczyło, by przygotować mnie na to, co miało się wydarzyć.

Światło, którego nie widać to powieść, która zabrała część mnie. To książka, która ma w sobie dosłownie wszystko, dlatego każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Nie jest to kolejny romans rozgrywający się podczas II wojny światowej, których pełno na księgarnianych półkach, ale powieść, która według mnie otrzymała jak najbardziej zasłużoną nagrodę. Nie wiem jak najbardziej zachęcić was do jej przeczytania, dlatego ograniczę się do jednego zdania. Przeczytajcie to, a nie pożałujecie!  

Za możliwość przeczytania tak niezwykłej książki dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Zatracona w słowach © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka