Ravką, niegdyś potężną krainą od dawna rządzi strach. Strach przed wrogami napierającymi na granice i Niemorzem: pasmem nieprzeniknionej ciemności, które oddziela zachodnią część państwa od wschodniej. Lęk wzbudza również grupa potężnych wojowników władających magią - Griszów. Do ich grona nie należą jednak Mal i Alina – sieroty,
które wstąpiły w szeregi Pierwszej Armii. Podczas podróży przez
Fałdę Cienia pułk, którym podróżują, zostaje zaatakowany. W
ciemnościach otoczona przez potwory Alina odkrywa w sobie niezwykłą
moc, która może okazać się kluczem do odwrócenia losów
wyniszczonego przez wojnę kraju.
Przed rozpoczęciem przygody
z każdą nową serią bądź trylogią fantasy nachodzą mnie
wątpliwości, czy sprosta ona moim oczekiwaniom. W tym samym czasie
ogarnia mnie jednak ekscytacja i momentami czuję się jak dziecko,
które nie może doczekać się otworzenia najlepszego urodzinowego
prezentu. Uwielbiam poznawać nowe fantastyczne światy, penetrować
je i odkrywać krok po kroku. Tak było w przypadku książki Cień
i kość. Od samego początku wszystko wydaje się o wiele
intensywniejsze, niż w rzeczywistości, która nas otacza. Barwy,
uczucia i otoczenie, w jakim się znalazłam. Byłam w swoim żywiole,
ponieważ właśnie takie fantasy lubię: barwne i niesamowite, które
pochłania mnie całkowicie i na kilka godzin odcina od prawdziwego
życia.
Jak do świata wykreowanego przez autorkę nie mam
żadnym zastrzeżeń, to sprawa z fabułą wygląda nieco inaczej.
Wszystko zaczyna się w oparciu o dobrze znany i
wielokrotnie powielany schemat. Mamy tu dziewczynę, która odkrywa w
sobie niezwykłe zdolności, jej życie całkowicie się zmienia.
Bohaterka trafia w świat przepychu, bogactwa i pałacowych intryg,
gdzie musi dodatkowo nauczyć się używać swojej mocy. Na tym
podobieństwa się kończą, co było dla mnie miłym zaskoczeniem.
Spodziewałam się, że autorka pociągnie wydarzenia dalej tym
torem, ale Leigh Bardugo całe szczęście obrała inny
kierunek. Akcja zaczęła nabierać tempa, w Alinie można było
dostrzec oznaki nadchodzącej przemiany, a wydarzenia znacznie
posunęły się do przodu. Wszystko zaczęło prowadzić do końca,
którego nie mogłam na początku przewidzieć, stało się tak,
dopiero gdy dzieliło mnie od niego kilka stron.
Alina jest
bohaterką, jakich nie brakuje w książkach fantastycznych.
Początkowo szara myszka, schowana w cieniu, zawsze za swoim
najlepszym przyjacielem zmienia się pod wypływem odkrytych w sobie
mocy. Nabiera pewności siebie, która na nowo kształtuje jej
charakter, choć nie pozbywa się do końca jej niepewności i
niezdecydowania, które miała w sobie zakorzenione. Wielkim
problemem okazał się dla mnie Mal, którego z niewiadomych przyczyn
nie mogłam znieść. Nieustannie mnie irytował i jeśli takie było
zamierzenie autorki, to spisała się na medal.
Jedno imię
jednak nieustannie powraca w moich myślach – Darkling. Nie ma
słów, które w prosty sposób opisałby moje uwielbienie dla tej
postaci. Szaleję za tym bohaterem i chcę więcej, bo po zakończeniu
lektury czuję ogromny niedosyt. Możecie stwierdzić, że coś jest
ze mną nie tak, skoro z całej książki, przez którą przewija się
mnóstwo bohaterów, mnie akurat oczarowała postać pełna ciemności,
tajemnic i grozy. Nic jednak na to nie poradzę, ale mrok od zawsze
mnie pociągał i wychodzę z siebie, nie mogąc doczekać się
ponownego spotkania z nim.
Cień i kość to podróż pełna
magii i dziwów, niezwykle intensywna i barwna historia osadzona w
równie niezwykłej krainie. Leigh Bardugo rozwiała
wszystkie moje obawy na samym początku, dzięki czemu mogłam bez
problemów wkroczyć w wykreowany przez nią świat, otoczona
ciekawymi bohaterami, z zapałem śledząc rozgrywające się
wydarzenia.
Za pełną wrażeń i magii podróż dziękuję Wydawnictwu Papierowy Księżyc
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz