Dwadzieścia cztery godziny to tylko
chwila w niezmierzonym ciągu dni, które zlewają się w tygodnie, a
te natomiast w lata. Czasami wystarczy tylko ta jedna chwila, jedna
osoba i ciekawy pomysł, który narodził się w jej głowie, by
zmienić przyszłość ludzkości. Ciągle nas coś zaskakuje.
Każdego dnia powstają nowe plany, rodzą się nowe pomysły, które
mają pchnąć ludzkość jeszcze bardziej naprzód. Warto jednak
zatrzymać się na chwilę, by spojrzeć w przeszłość, bo właśnie
tam wszystko się zaczęło.
Małe wielkie odkrycia to
popularnonaukowa książka napisana przez Stevena Johnsona, który w
swoim dorobku ma już dziewięć pozycji z tego gatunku. Opowiada
historię najważniejszych wynalazków, które odmieniły świat i
doprowadziły nas do punktu, w którym obecnie się znajdujemy. Autor
pragnie nakierować nas na swój sposób myślenia, przedstawiając
nowe spojrzenie na losy ludzkości. Nie skupiamy się na zmianach
społecznych, a na technologicznych, dzięki czemu możemy zobaczyć
wszystko z innej perspektywy. Wydarzenia, które do tej pory uważane
były za najważniejsze, idą w kąt, a naprzód wysuwają się małe
przełomy, bez których historia na pewno przybrałaby zupełnie inny
kierunek.
Nie mogę nie wspomnieć o języku, którym
posługuje się autor. W książkach popularnonaukowych język jest
zazwyczaj specyficzny, pojawiają się w nim specjalistyczne słowa i
wyrażenia. Rzadko sięgam po tego typu publikacje głównie z
powodu, że ciężko mi się je czyta. Wolę sięgnąć po lekką
powieść, która pomoże mi się odprężyć po ciężkim dniu i nie
będzie wymagała zbytniego zaangażowania. Zdarzają się jednak
wyjątki i zdecydowanie mogę do nich zaliczyć Małe wielkie odkrycia, gdyż język jest prosty i łatwy do przyswojenia. Da się
go zrozumieć bez żadnego problemu, co pokazuje, że po książkę
może sięgnąć czytelnik w każdym wieku. Specyficzne słownictwo
zostało ograniczone do niezbędnego minimum, a w wyjątkowych
wypadkach autor sam wszystko wyjaśnia, dogłębniej omawiając daną
kwestię.
Małe wielkie odkrycia to jedna niesamowita podróż,
która miała swoje wzloty i upadki. Może nie była tak porywająca,
jak książki fabularne, przytłaczała nierzadko zasobem informacji,
czym zniechęcała mnie do dalszego czytania, jednak na pewno była
tego warta. Książka ma prawie trzysta stron, jednak nie czyta się
jej tak szybko, jak można przypuszczać. Czytelnik musi się skupić
i wczytać w treść, by nie pozwolić umknąć żadnej znaczącej
informacji. Publikacja dzieli się na sześć części: Szkło, Zimno,
Dźwięk, Czystość, Czas, Światło. Nie są to, tylko suche fakty,
regułki, czy informacje, które możemy znaleźć w internecie.
Steven Johnson opowiada historię najzwyklejszych przedmiotów,
których używamy na co dzień, ale nie przechodzi nam na myśl, skąd
się wzięły, jak powstały i kto wpadł na pomysł ich
stworzenia.
Małe wielkie odkrycia to niezwykle
inspirująca i skłaniająca do myślenia książka. Zrozumiały i łatwo
przyswajalny język oraz ilustracje i rysunki, które ją wypełniają, sprawiają, że książkę czyta się nie tylko z wielkim
zaciekawieniem, ale i przyjemnością. To lektura opowiadająca
niezwykłą historię zwykłych rzeczy, którą warto poznać, by lepiej zrozumieć otaczającą nas rzeczywistość.
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Sine Qua Non
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz