Reasinia jest córką umierającego
króla i następczynią tronu Vordanu. Diuk Orlanko –
minister informacji i szef tajnej policji zna jej największą
tajemnicę. Tajemnicę, której ujawnienie może zagrozić bezpieczeństwu i
stałości królestwa. Księżniczka podejrzewa, że Orlanko nie
zawaha się przejąć władzy w chwili śmierci jej ojca. Na jego
usługach znajdują się Przeklęci Penitenci – agenci
posiadających niezwykłe zdolności. Reasinia nie zamierza
jednak stać i przyglądać się bezczynnie. W tym czasie zza morza
powraca Janusa bet Vhalnich – bohater wojenny, któremu
towarzyszą jego najwierniejsi zastępcy: kapitan Marcus d'Ivore i
porucznik Winter Ihernglass. Na miejscu muszą stawić czoła
magii, której sami jeszcze do końca nie rozumieją, by uchronić królestwo przed pogrążeniem się w chaosie. To jednak dopiero początek
rozgrywki...
Po pierwszym tomie serii Kampanie Cieni,
zapragnęłam, jak najszybciej powrócić do świata wykreowanego
przez Django Wexlera. Tysiąc imion zachwyciło mnie
interesującą fabułą, epickimi scenami batalistycznymi oraz
nietypowym systemem magicznym. Wiązałam nadzieję, że kontynuacja
okaże się jeszcze lepsza i muszę przyznać, że nie zawiodłam
się, bo choć Mroczny tron różni się znacząco od pierwszego
tomu, to jest tak samo ciekawy i interesujący, jak początek tej
historii.
Akcja powieści rozpoczyna się po powrocie
głównych bohaterów do stolicy Vordanu. Każde z nich ma inne
zadanie do wykonania, dlatego rozdzielają się, aby je wykonać. Na dobre już
opuściliśmy Khandar, gdyż akcja drugiego domu w całości
rozgrywa się w stolicy. W tej części porzucamy również epickie
bitwy na rzecz polityki i rewolucji. Jest to według mnie dobra
zmiana, która pozwala odpocząć na chwilę od walk i bezmyślnego
zabijania, by skupić się na bardziej zawiłych potyczkach, które
rozgrywają się za zamkniętymi drzwiami. Jestem osobą, która
uwielbia politykę w książkach fantastycznych, bo choć zazwyczaj
przedmiotem dyskusji są ciągle te same tematy, to jednak każdy
autor przedstawia to w inny sposób. Nie brak w tej książce
spisków, a także zdrady i choć nie przenosimy się na typowe pole
bitwy, nie znaczy to, że nie znajdziemy tu wielu walk. Jedynym
elementem, który przeszkadza mi w tej książce, jest wątek miłosny
i nie mam tu na myśli jego charakteru, ale doboru postaci, które
według mnie do siebie nie pasują.
W Mrocznym tronie do grona
głównych bohaterów dołącza księżniczka Reasinia. Około
dwudziestoletnia następczyni tronu, nie ma łatwego życia, odkąd
jej starszy bart stracił życie i to na nią spadł obowiązek
władania królestwem po odejściu ojca. Reasinia na pewno
nie jest typową księżniczką. Pragnie przede wszystkim ochronić
lud przed Orlankiem i jest gotowa zrobić wszystko, żeby
to osiągnąć. Jest inteligentna i przebiegła, dobrze zna się na
polityce, wymyka się z pałacu, by dyskutować w karczmach na
rozmaite tematy i jednocześnie wyciągać z tych dysput naukę.
Oprócz Reasinii pojawiają się oczywiście dobrze znane
postacie z poprzedniej części. Marcus musi stawić czoła nowym
obowiązkom, które spadły na niego po objęciu posady dowódcy
Straży – organizacji zajmującej się utrzymywaniem porządku w
stolicy. Kapitan odkrywa również fakty z przeszłość, które
wskazują na to, że wypadek, który miał miejsce wiele lat temu,
wcale nim nie był. Winter z kolei otrzymuje zadanie infiltracji
doków oraz tajemniczych Skórzanych Kurtek, które do tej pory same
wymierzały sprawiedliwość. Winter również będzie musiała
skonfrontować się z przeszłością, która była przyczyną jej
zaciągnięcia się do wojska.
Książka podobnie jak pierwszy
tom ma ponad sześćset stron, jednak ani przez chwilę podczas
czytania nie poczułam się znużona czy znudzona. Autor pisze lekko
i przyjemnie o tematach, które takie nie są, dlatego z łatwością
podczas czytania przyswajałam kolejne informacje. Zawodem okazał
się dla mnie główny antagonista, który, choć kreowany na
przebiegłego i bezwzględnego człowieka, któremu nikt nie jest w
stanie się sprzeciwić, wcale taki nie był. Na szczęście
pozostałe wydarzenia, a w szczególności zakończenie, które
wprowadza nowych graczy do rozgrywki, wyrównują lekki zawód, jaki
mnie spotkał.
Mroczny tron to bardzo dobra kontynuacja, która
pod wieloma względami okazała się lepsza niż Tysiąc
imion. Django Wexler ponownie wciągnął mnie do
wykreowanego przez siebie świata, który tym razem przedstawił
czytelnikom z całkiem innej strony. Podoba mi się, że autor nie
stoi w miejscu, ale krok po kroku odsłania przed nami kolejne
elementy świata przedstawionego. Zakończenie wyraźnie pokazuje, że
atmosfera się zagęszcza, a to, z czym mieliśmy do czynienia do tej
pory, jest nadal początkiem czegoś większego.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję serdecznie księgarni internetowej Gandalf.com.pl