Dorrigo Evans jest chirurgiem,
bohaterem narodowym, mężem i ojcem, jednak sam sobą gardzi. Nie
czuje tego, kim naprawdę jest, uważa to wszystko za bzdury. Pod
płaszczykiem obojętnej powierzchowności nosi przejmujący smutek,
niespełnioną miłość i ból tysięcy. Wspomnienie obozu. Obozu
śmierci. Obozu, w którym nie zmuszano więźniów tylko do budowy
kolei, zmuszano ich do umierania. Dorrigo wrócił z
piekła, ale jak po takiej podróży można cieszyć się życiem?
Świat już taki jest. Okrutny. Bezwzględny. Nie ma nadziei. Nie ma
przyjaciela z obozu. Towarzysze zginęli. Co tak naprawdę pozostało?
Nie mówi się o tym, co działo się w obozach.
Nie wspomina się zamordowanych, którzy utracili w nich życie.
Więźniowie, jeńcy, skazańcy to tylko twarze w tym nieprzerwanym
sznurze śmierci. Jak wyglądało wcześniej ich życie? Co stracili?
Czy zostawili kogoś w domu? Te pytania ciągle krążyły po mojej
głowie, niczym rój os, nie dawały o sobie zapomnieć. Było
ciężko. Ścieżki Północy to nie książka obok, której można
przejść obojętnie. Nie można szybko przez nią przebrnąć, by
potem w jednej chwili zapomnieć. Okropności, które miały miejsce,
nie są tylko wymysłem autora, to działo się naprawdę i nic nie
wymaże tej zbrodnni z kart historii.
Widzicie okładkę tej książki.
Widzicie jak piękna jest, w jaki sposób ona sama zostala wydana, ale w jej wnętrzu nie kryje
się żadna powieść historyczno-wojenna, nie jest to także romans.
Te dwa gatunki wyraźnie zarysowane łączą się jeden, którego nie
jestem w stanie określić, ani nazwać słowami. To zaledwie dwa
puzzle w układance, tak samo ważne, jak inne, ale nie
najważniejsze. Począwszy od dzieciństwa Dorrigo poznajemy
kolejne lata jego życia, jednak nie są one ułożone
chronologiczne. Wydarzenia teraźniejsze przeplatają się ze
wspomnieniami bardziej lub mniej oddalonymi, które także splatają
się ze sobą. Wszystko tworzy całość, w której bardzo łatwo się
zagubić, ponieważ nie ma żadnego kompasu, który by nas
naprowadził. Sami musimy odnaleźć drogę na kartach tej powieści,
która jest równie chaotyczna, jak myśli w mojej głowie, które pojawiły się podczas
jej czytania.
Kolej Śmierci w Birmie, nie była tania,
kosztowała tysiące. Tysiące ludzkich istnień, którzy padali w
błocie pod zalewającym ich potem, pod wpływem choroby i przez
wycieńczenie. Nieliczni przetrwali. Wśród nich znalazł się
ojciec Richarda Flanagana – więzień 335, któremu
dedykowana jest ta powieść. Ścieżki Północy to skłaniająca do
przemyśleń, poruszająca, niezwykle dosadna książka, która
niczego nie wygładza, wszystkie rysy, stłuczenia i dziury mamy
pokazane jak na dłoni. Jest ciężko. Nie jest lekko. Jednego można
być jednak pewnym. Warto.
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Literackie
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz