Will jest sierotą. Po pożarze, który
pozbawił go domu i rodziny, został przygarnięty przez pracodawcę swojego ojca
doktora Warthropa. Od ponad roku asystuje doktorowi przy jego profesji, którą
on sam określa mianem monstrumologii. Jako czeladnik Wortropa, Will Henry musi
zmierzyć się z androfagami, potworami, które żywią się wyłącznie ludzkim
mięsem, polując pod osłoną nocy, a które w nieznany sposób zagościły w Nowej
Anglii.
Will Henry, który przedstawia swoje
wspomnienia w formie pamiętnika, jest tylko dwunastoletnim i dość naiwnym
chłopcem. Za wszelką cenę pragnie zyskać uznanie w oczach swojego mentora, co
nie przychodzi mu łatwo. Oprócz nielicznych porywów odwagi, Will sprawia
wrażenie przerażonego małego chłopca, którym mimo zapewnień doktora, co do jego
dojrzałości, jest.
Doktor Warthrop, a właściwie Pellinore
Warthrope jest monstrumologiem. Osobą szaloną, wpadającą w trans w
towarzystwie, każdego nowego potwora, którym mam okazję się zająć. Jako
człowiek prezentuje nam dość złożoną osobowość. Przez jego ciągłą zmianę
zdania, wywołuje mętlik odnośnie swojej osoby. Jego profesja, wymaga od
niego wielu wyrzeczeń i poświęceń, których nie waha się spełnić.
Uwielbiam książki z dreszczykiem
emocji, które wywołają u mnie jako takie przerażenie, które kryją w sobie jakąś
tajemnicę, ale które mimo wszystko posiadają wartką i zawrotną akcję. Przez
prawie połowę „Badacza potworów”, akcja dłużyła mi się niemiłosiernie. Tak
jakby autor pragnął ją rozciągną i przedłużyć, co według mnie było bezsensownym
zabiegiem. Książka pełna jest także bardzo szczegółowych i rozwleczonych
opisów, które po pewnym czasie mnie znużyły, przez co tak topornie przez nią
brnęłam.
Druga połowa książki prezentuje się,
jednak o wiele lepiej. Fabuła napiera tempa, autor stopniowo buduje napięcie,
które prowadzi nas do zaskakującego i krwawego końca. W przeciwieństwie do
pierwszej połowy, ciągle coś się dzieje, nie ma chwili wytchnienia, ani żadnych
przerw. Odkrywamy również tajemnicę, której wyłącznie mały zalążek mogliśmy
ujrzeć na początku książki.
Rick Yancey stworzył historię mroczną i
przerażającą, która potrafi wywołać u nas lęk. Nie wiem jednak, co miał na
celu, męcząc czytelnika przez pierwszą połowę, by następnie rzucić go w wir
wydarzeń. Tworzy to wyraźną przepaść, która dzieli książkę na pół. Muszę
przyznać, że budzi ona we mnie dość mieszane uczucia, gdyż całość prezentuje
się dość średnio, w porównaniu do naprawdę dobrej końcówki.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz