O „Więźniu labiryntu” było ostatnio głośno za sprawą filmu na jego podstawie, w którym główną rolę zagrał Dylan O'Brien. Trylogia Jamesa Dashnera zyskała także miano najlepszej od czasów Igrzysk Śmierci. Wiem, że od premiery minęło już prawie pół roku, ale dopiero tera miałam okazję sięgnąć po książkę i obejrzeć film, dlatego to takie spóźnione porównanie.
Do aktorów nie mam większych zastrzeżeń, gdyż uważam, że zostali dobrze dobrani, jednak czasami zawód sprawiał mi właśnie Dylan O'Brien, który jakby nie do końca wpasował się w rolę Thomasa. Genialnym pomysłem było jednak zrobienie z Bóldożerców, coś na wzór wielkich modliszek/pająków potworów. Do efektów specjalnych również nie można się przyczepić, gdyż nie jest ich ani za dużo ani za mało, a są naprawdę nie najgorsze.
Tu jednak kończą się plusy, bo sam film okazał się wielką pomyłką. Nie wiem, jak można było z zimną krwią pozbawić życia tak wielu świetnie wykreowanych bohaterów, którzy w filmie byli kompletnie pozbawieni życia. Ich charaktery, wola przetrwania zostały całkowicie wyssane, zostawiając bandę beznamiętnych postaci.
Film miał być ekranizacją, a wyszła z tego marna adaptacja. Nie rozumiem również, jak można było wyciąć z filmu ten najważniejszy wątek, jakim była zagadka wyjścia z labiryntu. W książce streferzy małymi kroczkami rozwiązywali zagadkę, film natomiast zastąpił to jakimś urządzeniem wyjętym z ciała martwego Bóldożercy, co według mnie było absurdalnym pomysłem.
W filmie najbardziej zabrakło mi jednak słownictwa używanego przez streferów, a w szczególności „Zawrzyj twarzostan, klumpie“, bo po prostu język, który tyle daje tej książce, został całkowicie zignorowany w filmie. Oczywiście pojawiły się niektóre słowa np: świeżuch czy Njubi, ale to wszystko. W książce jakiś czas zajęło poznawanie jak funkcjonuje życie w Strefie oraz języka, w filmie to był skok na głęboką wodę, gdyż Thomas został od razu przyjęty przez innych i wprowadzony w ten świat.
Zakończenie książki naprawdę zachęca do przeczytania kolejnych tomów, w przeciwieństwie do filmu. Dlatego czytajcie książkę i nie oglądajcie filmu, chyba, że sami chcecie się przekonać, co z tego wyszło. Podobno kręcą już „Próby ognia”, jestem, więc bardzo ciekawa co z tego wyjdzie.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz