Bardzo chciałam
wybrać się do kina na „Grę tajemnic”, jednak ciągle coś mi wypadał, a gdy
wreszcie wygospodarowałam trochę czasu, w moim ulubionym i jedynym kinie w
mieście przestali to emitować. Musiałam, więc trochę poczekać, aż ostatnio
znalazłam film w internecie i wreszcie mogłam się za niego zabrać.
Film
opowiada historię Alana Turinga, nad wyraz inteligentnego, brytyjskiego
matematyka, przed którym w czasie II wojny światowej staje zadanie złamania
tajnego niemieckiego kodu „Enigma”. Grupa najbardziej utalentowanych ludzi w
kraju, pod jego przewodnictwem pracuje dzień i noc, poszukując rozwiązania,
które pozwoli im zakończyć wojnę. Jest, jednak druga strona medalu, Turing-
homoseksualista, skazany na przymusową kastrację chemiczną i roczną terapię, za
naruszenie tak zwanej "moralności publicznej". Odsunięto go od badań
i zepchnięto na margines, co kompletnie go załamało, a tym samym w 1954 pchnęło
do samobójstwa.
Samą swoją osobą
Alan od początku, zyskał moją sympatię. W żaden sposób nie zasłużył na to, co
go spotkało, był po prostu inny, ale czy inność to coś złego? Już jako młody
chłopak czuł się zagubiony, do momentu, aż nie znalazł przyjaciela. Jako
dorosły mężczyzna, był za to uważany za dziwaka, ponieważ wyróżniał się z tłumu
swoją inteligencją i zachowaniem, przez co wiódł samotne życie ignorowany przez
innych.
„Czasami to ludzie, którzy nie pobudzają niczyjej wyobraźni robią rzeczy, których nikt nie potrafi sobie wyobrazić”
Akcja prowadzona
jest w trzech planach czasowych jednocześnie. Historia walki z Enigmą,
przeplata się ze szkolnymi wspomnieniami Alana, w tym pierwszej miłości do
przyjaciela, oraz następstwem zdarzeń prowadzących do jego skazania. Ostatnia
momenty filmu są największym triumfem bohatera(wygranie wojny, przy udziale jego
pracy kryptograficznej), a jednocześnie jego największym upadkiem(załamaniem po
kastracji). W tym momencie odzywają się w nas najgłębsze uczucia, współczucie
dla bohatera, którego życie obrało tak tragiczny obrót, złość i frustracja,
kierowane w stronę niesprawiedliwego społeczeństwa, które samo niszczy swoich
najlepszych ludzi.
Nie mogę nic
złego powiedzieć o obsadzie, gdyż w rolę Alana Turinga wcieliła się uwielbiany
przeze mnie za rolę Sherlocka, Benedict Cumberbatch, który po raz kolejny
udowodnił, że zasługuje na kontrakty warte wiele milionów dolarów. Mimo że
uwielbiam go głównie za rolę Sherlocka i z tym go głównie kojarzę, ani razu w
czasie filmu go z nim nie skojarzyłam, gdyż idealnie wcielił się w rolę
zagubionego, samotnego geniusza. Nie zapominamy oczywiście o pozostałych, jak
Keira Knightley, Mark Strong, Matthew Goode i Charles Dance, którzy, mimo iż
nie odgrywają kluczowej roli w tej historii stanowią ważną jej część,
dopełniają ją.
Tak naprawdę
samotny geniusz, jakim był Alan, nie był do końca samotny. Otaczali go ludzie,
którzy mu pomagali, a o których należy pamiętać. On był głównym pomysłodawcą i prekursorem,
jednak bez wsparcia i pomocy, być może nie osiągnąłby wcale tak wiele. Mamy tu
wyraźnie widoczną, budowę relacji między bohaterami, która stopniowo zmienia
się w przyjaźń.
Film nie jest
jednak pozbawiony wad. Drażniło mnie te kilka melodramatycznych scen, które
gdzieś tam się przewinęły. Żałuję również, że film nie do końca oddaje tą iskrę
geniuszu i ryzyka, którą swoją osobą prezentował bohater, niemniej jest to
naprawdę solidna produkcja, a co najważniejsze przedstawia historię bohatera
tak bolesną, jednak prawdziwą, tym samym smutną, bo aktualną. Dopiero w
2013, po prawie sześćdziesięciu latach, królowa Elżbieta II pośmiertnie
ułaskawiła Turinga, co wydaje się niepojęte, zważywszy na to, co osiągnął i jak
wielki wpływ wywarł na współczesną informatykę.
Co
sądzicie o filmie? Zamierzacie go obejrzeć, a może już to zrobiliście, jakie są
wasze odczucia?
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz