Co przyniesie sierpień?


Never Never – Colleen Hoover & Tarryn Fisher


Premiera: 3 sierpnia
Wydawnictwo: Otwarte/Moondrive

Czasem wspomnienia mogą być gorsze niż zapomnienie. Charlie i Silas są jak czyste karty. Nie wiedzą, kim są, co do siebie czują, skąd pochodzą ani co wydarzyło się wcześniej w ich życiu. Nie znają swojej przeszłości. Pomięte kartki, tajemnicze notatki i fotografie z nieznanych miejsc muszą im pomóc w odkryciu własnej tożsamości. Ale czy można odbudować uczucia? Czy można chcieć przypomnieć sobie… że ma się krew na rękach? A jeśli prawda jest tak szokująca, że tylko zapomnienie chroni przed szaleństwem? Umysły Silasa i Charlie pełne są mrocznych tajemnic. On zrobi wszystko, by wskrzesić wspomnienia. Ona za wszelką cenę chce je pogrzebać.


Moje serce i inne czarne dziury – Jasmine Warga



Premiera: 3 sierpnia
Wydawnictwo: Burda Książki

Szesnastoletnia Aysel, miłośniczka fizyki i muzyki klasycznej, obsesyjnie planuje własną śmierć. Jej ojciec dopuścił się brutalnej zbrodni, która wstrząsnęła całym miasteczkiem, matka nie może na nią patrzeć, bo obecność córki przypomina jej o przeszłości, zaś koledzy i koleżanki z klasy obgadują ją za plecami przy każdej możliwej okazji… Aysel jest gotowa zamienić swoją energię w nicość. Dziewczyna ma tylko jeden problem: nie jest pewna, czy starczy jej odwagi, by to zrobić. Wszystko zmienia się, gdy odkrywa stronę internetową, na której ogłaszają się partnerzy do samobójstwa. Użytkownik o nazwie FrozenRobot, a w rzeczywistości zmęczony własną rodzinną tragedią nastolatek imieniem Roman, szuka kogoś, z kim będzie mógł odebrać sobie życie. Chociaż Aysel i Roman nie mają ze sobą nic wspólnego, nowa znajomość zaczyna wpływać na dwoje nastolatków w nieoczekiwany sposób. W miarę zbliżania się wyznaczonej daty samobójstwa Aysel zaczyna wątpić, czy to naprawdę najlepsze rozwiązanie. Będzie musiała wybierać między własnym pragnieniem śmierci a próbami przekonania partnera, aby pozostali przy życiu. Tyle że Romana nie tak łatwo przekonać…

Zgnilizna – Siri Pettersen 


Premiera: 16 sierpnia
Wydawnictwo: Rebis



Kontynuacja Dziecka Odyna.

Wyśnione miejsca – Brenna Yovanoff


Premiera: 17 sierpnia
Wydawnictwo: Otwarte/Moondrive

Są dwie Waverly. Pierwsza: ma nieskazitelny wygląd, popularnych przyjaciół, najlepsze oceny w szkole i świetne wyniki w sporcie. Druga: to tajemnicza dziewczyna, która zagłusza myśli bieganiem do utraty tchu. W nocy zastanawia się, jak wyglądałoby jej życie, gdyby zrzuciła maskę, którą nosi za dnia. Jest dwóch Marshallów. Pierwszy: bad boy, który nadużywa alkoholu, ryzykując wydalenie ze szkoły. Nie ma to dla niego znaczenia – w końcu jest nikim. Drugi: ten, który czuje więcej, niż przyznaje sam przed sobą. Zmaga się z ciężarem, o którym inni nie wiedzą. Waverly i Marshall spotykają się… we śnie. Jest to miejsce, gdzie oboje mogą być sobą. I gdzie dotyk wydaje się równie prawdziwy jak na jawie. Czy odważą się swoje wyśnione miejsca zamienić na rzeczywistość?

Być jak Erica – MiIchelle Painchaud 


Premiera: 17 sierpnia
Wydawnictwo: YA!

Bezwzględna Violet jest skoncentrowana na swoim celu, Erica szuka miłości, ciepła i stabilizacji. Która z nich przejmie kontrolę nad bohaterką? Co by było, gdybyś zaczęła żyć kłamstwem, a to kłamstwo stało się prawdą? Życie Violet kręci się wokół dwóch spraw. Jak stać się Ericą Silverman – dziewczynką, która zaginęła wiele lat temu w niewyjaśnionych okolicznościach? Druga sprawa stanowi jej największą tajemnicę: musi wykraść cenny obraz z sejfu pani Silverman – matki Eriki – i zacząć nowe życie ze swoim ojcem z dala od wszystkich problemów… Siedemnastoletnia Violet zaczyna szaleńczą jazdę bez trzymanki. Usiłuje utrzymać wszystkich w przekonaniu, że jest zaginioną Eriką, kalkuluje każdą decyzję, waży każde słowo. Jednocześnie powoli zaczyna tracić tożsamość. Która z osobowości w końcu przejmie kontrolę? Zimna profesjonalistka Violet, czy niewinna Erica, która ponad wszystko pragnie znaleźć się w kochającym domu?

Epidemia – Suzanne Young


Premiera: 18 sierpnia
Wydawnictwo: Feeria

Część 0,5 serii Program. 





Przez niego zginę – K.A. Tucker


Premiera: 24 sierpnia
Wydawnictwo: Filia

Dwudziestoośmioletnia Maggie Sparkes przyjeżdża do Nowego Jorku, by spakować rzeczy przyjaciółki, która popełniła samobójstwo. Policja zgromadziła mocne dowody. Twierdzą, że Celine połknęła całe opakowanie środków psychotropowych, popiła je wódką i już się nie obudziła. W szkatułce ukrytej w mieszkaniu przyjaciółki Maggie odkrywa jednak coś, co stawia wiele niewygodnych pytań. Musi dowiedzieć się czegoś o tajemniczym mężczyźnie, którego Celine kochała, chociaż miał stać się przyczyną jej zguby. Szukając informacji, Maggie odkrywa nieznane fakty z prywatnego życia przyjaciółki. Przypadkowo stawia się także na celowniku mordercy, który nie cofnie się przed niczym, by jego zbrodnie nie wyszły na jaw. "Ten mężczyzna był moim zbawieniem. Teraz przez niego zginę."

Nerve – Jeanne Ryan 


Premiera: 31 sierpnia
Wydawnictwo: Dolnośląskie

Aby przetrwać, musisz podjąć wyzwanie! Vee, otoczona popularnymi przyjaciółmi, zawsze pozostaje w cieniu. Któregoś dnia postanawia to zmienić i bierze udział w internetowej grze Nerve. Z intrygującym Ianem u boku żadne zadanie nie jest trudne. Początkowo gra wydaje się ekscytująca, jednak wkrótce przybiera zaskakująco niebezpieczny obrót… 



Hotel Walhalla. Przewodnik po nordyckich światach – Rick Riordan 



Premiera: 31 sierpnia
Wydawnictwo: Galeria Książki

Przewodnik hotelu Walhalla po światach nordyckich – niezbędne wprowadzenie w świat bogów, mitycznych stworzeń i fantastycznych istot. Dostałeś się do Walhalli. I co teraz? Ten leksykon bogów, bogiń i innych ważnych postaci mitologii nordyckiej został zamówiony przez Helgiego, którego po ponad tysiącu lat na stanowisku dyrektora hotelu Walhalla znudziło odpowiadanie w recepcji na pytania nowo zmarłych bohaterów. Zaprezentowane tu opisy zawierają podstawowe informacje, wywiady i osobiste uwagi, co pozwoli wam rozpoznać bogów i uniknąć niezręcznych sytuacji. Ważne wiadomości o innych istotach dopełniają ten bezcenny tom. Dzięki nim Ratatösk nie skojarzy ci się z milusim gryzoniem, no i nigdy już nie pomylisz krasnoluda z elfem!

Nigdziebądź – Neil Gaiman


Premiera: 31 sierpnia
Wydawnictwo: MAG

Pod ulicami Londynu leży świat, o którym ludziom nawet się nie śniło. Kiedy Richard Mayhew pomaga znalezionej na ulicy rannej dziewczynie, jego nudne życie w mgnieniu oka zmienia się nie do poznania. Dziewczyna ma na imię Drzwi, ucieka przed dwoma zabójcami w czarnych garniturach i pochodzi z Londynu Pod. Zwykły odruch litości poprowadzi Richarda w miejsce pełne potworów i aniołów, gdzie w labiryncie mieszka Bestia, a stary Hrabia urządził sobie dwór w pociągu metra. Wszystko to jest dziwnie znajome, a przecież kompletnie obce...

Poszukiwaczka – Arwen Elys Dayton


Premiera: 31 sierpnia
Wydawnictwo: Uroboros

Od wieków Poszukiwacze wykorzystywali swoje niezwykłe umiejętności, żeby czynić świat lepszym. Quin Kincaid i jej przyjaciele Shinobu i John przez lata byli szkoleni, by dołączyć do tego zaszczytnego grona. W chwili jednak gdy mają złożyć Przysięgę, wszystko się zmienia. John, którego kocha Quin, nie zostaje dopuszczony do ceremonii, a ostateczna próba przed przystąpieniem do grona Poszukiwaczy okaże się nie tym, czego się spodziewali. 


Zobacz więcej >

Życie po drugiej stronie płotu


Życie Samanthy Reed zawsze było poukładane i spokojne. Nigdy niczego jej nie brakowało, chociaż dziewczynę oraz jej siostrę wychowywała samotnie matka, która bez reszty poświęca się pracy i polityce. Sam od lat interesowała głośna, wielodzietna rodzina Garrettów mieszkająca obok, którą obserwowała przez okno swojej sypialni. Wszystko zmienia się pewnego letniego wieczoru, kiedy Jase Garrett wspina się do niej na dach...

Sam i Jase zakochują się w sobie, a rodzina chłopaka przyjmuje dziewczynę z otwartymi ramionami. Pierwsza miłość odmienia Samanthę, która jednak mimo to początkowo ukrywa swój związek przed bliskimi. Wszystko bardzo dobrze się rozwija, a Sam jest szczęśliwsza niż kiedykolwiek wcześniej. Wedy jednak dzieje się coś niemożliwego, a świat dziewczyny się rozpada. Jak ma pomóc jednej ukochanej osobie, nie raniąc przy tym innej? Której rodzinie pozostanie wierna, a może odnajdzie siłę i sama siebie ocali?

Sięgając po Moje życie obok spodziewałam się lekkiej i przyjemnej, nawet banalnej historii miłosnej, przy której miło spędzę czas. Nawet nie wiecie, jak bardzo zostałam zaskoczona. Nie spodziewałam się tak dojrzałej i dobrze napisanej historii z ludzkimi, pełnokrwistymi bohaterami, którzy mają realne problemy, które nie znikają w jednej chwili.

Zacznę od tego, jak szybko i niespodziewanie polubiłam głównych bohaterów, którzy już na pierwszych stronach zyskali moją sympatią. Sam i Jase to nie kolejna para pokrzywdzona przez los, która stara się odnaleźć w sobie nawzajem ratunek. Są całkiem zwyczajni i niesamowicie prawdziwi. To normalni ludzie, którzy próbują wspólnie znaleźć wyjście z trudnej sytuacji. Mają własne i dość powszechne problemy, jednak wspierają się nawzajem. Chociaż Sam jest w pewnej chwili kompletnie załamana i postępuje dość schematycznie, to biorąc pod uwagę jej charakter i sytuację, w której się znalazła, jest to według mnie zrozumiałe.

W Moim życiu obok autorka kładzie szczególny nacisk na emocje i uczucia. Mamy w niej ukazaną pierwszą miłość, która nie jest przesłodzona, ani wyidealizowana. Ma swoje wzloty i upadki, a także typowe dylematy. Książka nie skupia się jednak tylko na ich uczuciu, gdyż przez powieść przewija się również masa barwnych i wielowarstwowych postaci, które również muszą mierzyć się ze swoimi problemami. W pewnym momencie główna bohaterka zostaje postawiona w bardzo trudnej sytuacji, która przedstawia, jak pozostać lojalnym wobec jednej bliskiej osoby, nie raniąc i zdradzając przy tym drugiej.

Moje życie obok to ciepła i urocza historia pierwszej miłości, jej wzlotów i upadków. To wzruszająca, pełna emocji, a także życiowych bohaterów książka, która bardzo mnie zaskoczyła. Jeżeli szukacie prawdziwej, realnej historii, która mogła wydarzyć się naprawdę, to nawet się nie zastanawiajcie i sięgajcie po powieść Huntley Fitzpatrick. To książka idealna na lato, lekka i przyjemna, ale napisana bardzo dojrzale, która przedstawia rodzinne problemy i życiowe dylematy.


Za możliwość zrecenzowania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka 
Zobacz więcej >

Każdy skrywa jakiś sekret

Ella zawsze była zadziorna i pyskata, umiała o siebie zadbać i poradzić mimo ciężkiej sytuacji rodzinnej. Razem z Michą przyjaźnią się od dzieciństwa, jednak jedna tragiczna w skutkach noc wystawi ich przyjaźń na ciężką próbę. Ella wyjeżdża na studia, ucieka z rodzinnego miasteczka i zostawia wszystko za sobą. Zmienia się w osobę poukładaną, postępującą zgodnie z regułami, która ukrywa i tłamsi swoje uczucia. Nie może jednak uciec od przeszłości. Nadchodzą wakacje, a ona nie ma gdzie się podziać, dlatego jest zmuszona do powrotu do domu i skonfrontowania się z chłopakiem, którego porzuciła bez słowa...

Micha miał w swoim życiu lepsze i gorsze momenty, jednak zawsze była przy nim jego najlepsza przyjaciółka, na którą mógł liczyć. Kiedy odkrył przed nią swoje uczucia tej pamiętnej nocy, stracił ją. Ella odeszła. Micha nie ma jednak zamiaru się poddać. Pragnie pomóc jej uporać się z przeszłością, aby mogła spojrzeć w przyszłość, którą pragnie spędzić u jej boku.

Twórczość Jessici Sorensen miałam okazję poznać podczas lektury dwóch pierwszych tomów jej serii Przypadki, które opowiadały historię Callie i Kaydena. Wciągająca i momentami wzruszająca fabuła, a także lekkie pióro autorki zachęciły mnie do sięgnięcia po pierwszy tom jej kolejnej serii. Zaczynając Nie pozwól mi odejść spodziewałam się historii lekkiej i przyjemnej w czytaniu, jednak poruszającej ważne tematy i wzruszającej w odpowiednich momentach, jak było w przypadku Callie i Kaydena. Na szczęście się nie pomyliłam, a Jessica Sorensen po raz kolejny mnie nie zawiodła.

Nie pozwól mi odejść wciąga od pierwszych stron podobnie jak inne książki tej autorki. Jessica Sorensen stworzyła ciekawych i barwnych bohaterów, którzy popełniają błędy i muszą potem liczyć się z ich konsekwencjami. Są jednak prawdziwi i ludzcy, a ich zachowanie nie jest wyssane z palca, gdyż ma swoje konkretne podstawy. Polubiłam Ellę, jej prawdziwe oblicze, które starała się ukryć pod maską. Podobnie było z Michą, który jest zabawny, pewny siebie i momentami arogancki, jednak poruszyła mnie jego miłość do Elli, dlatego od razu zyskał moją sympatię. Kibicowałam im od samego początku i bardzo podobał mi się sposób w jaki autorka budowała napięcie, które nie wybuchło gdzieś w połowie książki, a dopiero na jej końcu.

Przez całą powieść Ella zmaga się ze swoją przeszłością i jedną błędną, a także tragiczną w skutkach decyzją, która zmieniła jej życie. Micha stara się odzyskać dziewczynę, którą kocha, ale sam również musi zmagać się z własnymi problemami w postaci ojca, który niespodziewanie odezwał się po latach. Książkę czyta się niesamowicie szybko, do tego ma zaledwie trzysta stron, więc można ją spokojnie przeczytać w kilka godzin. Uwielbiam styl pisania Pani Sorensen, który nie jest bardzo wymyślny, ale lekki, co szczególnie sobie cenię w książkach z gatunku New Adult.

Nie pozwól mi odejść. Ella i Micha to historia o rodzinnych problemach, o przyjaźni, a także o miłości. Jednocześnie lekka i łatwa w odbiorze, ale poruszająca ciężkie tematy książka, która okazała się niesamowicie wciągająca. Gorąco polecam Wam pierwszy tom serii Sekret, a ja już nie mogę się doczekać kontynuacji historii Elli i Michy, która może nie dorównała według mnie książkom opowiadającym o Callie i Kaydenie, ale mimo to okazała się ciekawą i dobrą powieścią.

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka
Zobacz więcej >

Sen, słodki sen...


Z twórczością Kerstin Gier miałam już styczność przy okazji lektury jej wychwalanej Trylogii czasu, która przeczytałam na długo, zanim zrobił się o niej tak wielki szum w Polsce. Cała trylogia mi się podobała, była to ciekawa i wciągająca młodzieżówka, ale nie wywarła na mnie szczególnie wielkiego wrażenia. Miło wspominałam jednak styl autorki, dlatego, kiedy dowiedziałam się, że wychodzi pierwszy tom jej nowej trylogii, nie mogłam sobie odmówić sięgnięcia po niego, szczególnie że temat snów od dłuższego czasu mnie interesuje, a nie miałam jeszcze z nim styczności w książkach.

Piętnastoletnia Liv Silver razem z młodszą siostrą Mią przeprowadza się do Londynu, aby zamieszkać z matką. Nie spodziewa się jednak, że po przylocie do Anglii czeka na nią niespodzianka w postaci nowego partnera matki i jego rodziny. Liv musi zmierzyć się z nową sytuacją, a także, ze snami, które ostatnio stały się bardzo dziwne. Dziewczyna nigdy nie przykładała do nich wielkiej wagi, do czasu aż przyśniło jej się czterech chłopców recytujących łacińskie inkantacje podczas dziwnego rytuału w nocy na cmentarzu. Kiedy spotykają się na jawie, oni wydają się widzieć o wiele więcej, niż są skłonni przyznać, ale skąd wiedzą, co się wydarzyło? Chyba że... śnili ten sam sen?

Fabuła Pierwszej księgi snów skupia się na, jak wskazuje tytuł na snach. Liv po przylocie do Londynu orientuje się, że jest świadoma tego, iż śni, a także, że może kontrolować swoje sny. W pierwszym takim śnie spotyka czwórkę chłopców, którzy jak się okazuje, chodzą do tej samej szkoły, co Liv i oni także są świadomi snu i tego, co potrafią w nim zrobić. Okazuje się, że chłopcy skrywają pewną tajemnicę i mają także zobowiązania, z których muszą się wywiązać pod groźbą kary. Liv po pewnym czasie dołącza do ich grupy, aby im pomóc. Nie wie jednak, że w snach czai się coś groźnego, a także, że na jawie nie zawsze jest tak bezpiecznie, jak może się wydawać.

Liv zdecydowanie nie należy do grona tych cichych i nieśmiałych nastolatek, które wolą nie zwracać a siebie uwagi i siedzieć cicho. Ma talent do pakowania się w przeróżne sytuacje, które nierzadko kończą się w dość zabawny sposób, przez co od razu zyskała moją sympatię. Liv jest również niezwykle ciekawska, co prowadzi ją do odkrycia tajemnicy czterech starszych i niezwykle przystojnych chłopców uczęszczających do jej szkoły: Graysona, Henry'ego, Jaspera, a także Arthura.

Ciekawym pomysłem było również umieszczenie w książce wpisów ze szkolnego bloga, na którym udziela się niejaka Secrecy, która zna wszystkie sekrety uczniów i dzieli się nimi z całą szkolną społecznością. Jej tożsamość nie jest znana, przez co mamy w książce kolejną zagadkę do rozwiązania.

Największy problem, jaki mam z tą książką, jest taki, że w moim odczuciu niektóre rzeczy działy się w niej dla mnie za szybko. Akcja książki rozgrywa się na przestrzeni ponad miesiąca, jednak oczywiście nie mamy tutaj opisanego każdego dnia. Należy jednak pamiętać, że zamiast tego mamy sny, które stanowią mniej więcej połowę tej historii. Mimo to według mnie Liv za szybko pogodziła się z nową sytuacją, czyli z tym, że jest świadom, iż śni, a także, że może wędrować pomiędzy snami innych osób i robić w nich, co tylko sobie zażyczy. Wątek romantyczny również rozwinął się moim zdaniem zbyt nagle i za szybko, bo zanim się obejrzeliśmy flirt, przerodził się już w związek.

Nie mogę nie wspomnieć o oprawie graficznej tej książki, która jest po prostu piękna i idealnie wpasowuje się w jej treść. Twarda, gruba, czarna, a do tego matowa okładka oraz jej grafika z błyszczącymi elementami świetnie oddają nieco mroczny i tajemniczy klimat tej powieści, a subtelne dodatki w postaci pnączy zdobiących początek każdego rozdziału tylko dodają jej uroku.

Silver. Pierwsza księga snów to ciekawa, wciągająca i niezwykle tajemnicza lektura, która prowadzi czytelnika do krainy snów, gdzie wszystko jest możliwe. To zabawna i sarkastyczna książka, która podczas czytania wywołuje uśmiech na ustach i rozśmiesza w odpowiednich momentach. Muszę przyznać, że świetnie bawiłam się podczas czytania Pierwszej księgi snów i już nie mogę się doczekać sięgnięcia po jej kontynuację.


Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Media Rodzina
Zobacz więcej >

Stworzeni, by się wyróżniać


Wszyscy popełniamy błędy. Każdy ma prawo podjąć złą decyzję, jednak musi potem liczyć się z jej konsekwencjami. Aria popełniła jeden błąd. Tylko jeden i z niewidzialnej, pomijanej, niepozornej artystki stała się "tą" dziewczyną. Przypisano jej łatkę puszczalskiej i zaszufladkowano jako zdzirę, choć nikt oprócz jej najlepszego przyjaciela Simona tak naprawdę jej nie znał. Wszyscy dostrzegali tylko maskę, którą nałożyła, by ukryć ból i smutek w swoim wnętrzu. Tylko Levi Mayers potrafił przebić się przez mur, który wokół siebie zbudowała. Choć sam skrywał swoje własne zmartwienia pod promiennym uśmiechem, przy niej nie potrafił udawać. Byli dla siebie nawzajem ratunkiem. Ona była sztuką, on duszą muzyki. Byli piękni i dziwni zarazem, stworzeni, by się wyróżniać.

O książkach Brittainy C. Cherry słyszałam same dobre opnie, jednak wcześniej nie miałam możliwości zapoznania się z jej twórczością. Kiedy nadarzyła się okazja, nie zastanawiałam się długo i sięgnęłam po Art & Soul, co okazało się świetną decyzją, ponieważ po jej skończeniu po prostu zabrakło mi słów...

Brittainy C. Cherry pisze po prostu przepięknie i nie mogę znaleźć innego określenia, które lepiej by to oddało. Jestem urzeczona i zarazem zachwycona jej stylem, a także umiejętnością ubierania pięknych i przejmujących chwil w proste słowa, które trafiają prosto w czytelnicze serce.

Historia przedstawiona w Art & Soul mogła zdarzyć się naprawdę. Być może nawet zdarzyła się tuż obok, ale my nie mamy o tym pojęcia. Często nie zwracamy uwagi na świat, który nas otacza, ani na ludzi, którzy żyją wraz z nami. Na Arię nikt nie zwracał uwagi, do czasu aż popełniła błąd. To sprawiło, że wszyscy zaczęli ją zauważać, zaczęli ją osądzać, choć jej nie znali. Kiedy za to Levi przyszedł do nowej szkoły, spojrzenia wszystkich zwróciły się na niego, ale ze względu na jego powierzchowność, a nie na wnętrze. Innych uczniów nie obchodziło, jaką jest osobą, dopóki można było się przy nim pokazać. Autorka przedstawiła w swojej powieści świat taki, jaki jest naprawdę, niczego nie ubarwiła, ani nie upiększyła, pokazała, że ludzie potrafią być okrutni bez powodu, albo jeszcze gorsi, kiedy go mają.

Art & Soul to przyjmująca, mądra, ale przede wszystkim niesamowicie realna historia. Aria i Levi są dwójką młodych ludzi dotkniętych przez los, ale pełnych odwagi i siły, by to przetrwać. Ich relacja jest budowana stopniowo, nie ma miłości od pierwszego wejrzenia, są za to nieporozumienia i zgrzyty. Krok po kroku zdobywają swoje zaufanie, a ich relacja powoli zaczyna przeradzać się z przyjaźni w miłość. Obserwowanie tego było piękne, piękne było również to, jak nawzajem zaczęli odnajdować w sobie ratunek, kiedy sądzili, że ból już nigdy ich nie opuści. To smutne, jak wiele przeszli, ale nikt nie potrafił tego zrozumieć. To także wzruszające, że znaleźli siebie, drugą osobę, która nie potrzebowała słów, by to dostrzec.

Tytuł Art & Soul wcale nie jest przypadkowy, gdyż nawiązuje do powieści i jednocześnie wyraża cały jej sens. Bardzo się cieszę, że wydawnictwo zachowało oryginalny tytuł i okładkę, która ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu okazała się idealnym odwzorowaniem pary głównych bohaterów. Aria jest sztuką, artystką pełną uczuć, która przelewa je do swoich dzieł. Levi to dusza muzyki, za pomocą skrzypiec i smyczka wydobywa dźwięki, które płyną prosto z jego serca. Razem mogą stworzyć coś niesamowitego. Dwie różne osoby i dwie różne, ale tak podobne pasje łączą się w jedną wielką mieszaninę muzyki i farby, uczuć i emocji.

Art & Soul to piękna i wzruszająca powieść, która chwyta za serce i wyciska łzy z oczu. To książka o miłości młodych ludzi, którzy pragną znaleźć swoją drogę w życiu i nie zagubić się po drodze. Polecam ją szczególnie osobom zbliżonym wiekiem do głównych bohaterów, którzy będą mogli się z nimi bez problemu utożsamić, ale także związanym w jakikolwiek sposób z muzyką bądź sztuką, które na pewno odbiorą ją w nieco inny sposób.
Zobacz więcej >

Jedynie połowa wojny toczy się na miecze


Świat, który znała i kochała księżniczka Skara jednej nocy stanął w płomieniach. Po jej dziedzictwie pozostały jedynie zgliszcza, a najbliżsi obrócili się w popiół. Młodej władczyni nie pozostało nic oprócz słów, które stają się jej orężem. Wątły pokój ustanowiony przez ojca Yarviego chwieje się w posadach. Dotychczasowi wrogowie stają się sojusznikami, łączą siły przeciwko armii Najwyższego Króla prowadzonej przez samego wysłannika śmierci. Ojciec Pokój roni gorzkie łzy, jednak Matkę Wojnę cieszą tylko rezultaty.

Po przeczytaniu dwóch poprzednich tomów trylogii Morze Drzazg nie mogłam się doczekać sięgnięcia po finał tej historii. Miałam nadzieję, że utrzyma poziom, a może nawet przebije dwie poprzednie części. Przekonałam się, że autor nie boi się drastycznych rozwiązań, spisków, ani zdrady czyhającej na każdym kroku, dlatego spodziewałam się lektury pełnej wrażeń i zaskoczeń.

Pierwszy tom mieliśmy okazję poznać z perspektywy księcia Yarviego. W drugim, choć bohater nie zniknął, ponieważ nadal odgrywał w nim znaczącą rolę, to przekazał pałeczkę narratora Zadrze i Bramowi. W trzecim tomie tej historii wydarzenia przedstawia nam księżniczka Skara i zabójca Raith, chociaż pojawiają się również rozdziały z perspektywy innych bohaterów, to ta dwójka zdecydowanie odgrywa w nim główną rolę. Skara jest początkowo przestraszoną i zlęknioną dziewczyną, która straciła wszystko. Księżniczka niczego musi sprawnie i zręcznie kierować swoje słowa w odpowiednie miejsca, by zyskać sobie sojuszników, którzy pomogą jej odzyskać tron. Raith jest za to wyszkolonym zabójcą, który wszystko, co posiada, musiał sobie wywalczyć. Jego wysoką pozycję znaczy szklak trupów, a na polu bitwy liczy się tylko walka. Na kartach książki zarówno Skara, jak i Raith przechodzą gruntowną przemianę, lecz o ile Raitch zdecydowanie zmienił się na lepsze, to nie można tego samego powiedzieć o Skarze. Dziewczyna ze zlęknionej i przerażonej zmieniła się w twardą i nieustępliwą władczynię, do czego po części przyczyniły się okropności wojny i tego wymagała od niej sytuacja. Kilka jej ostatnich wyborów pokazały ją w całkiem innym świetle, jako osobę, która rani tych, na których jej najbardziej zależy i nie potrafi zmierzyć się z konsekwencjami swoich czynów.

Autor dobrze nakreślił nowych, głównych bohaterów, jednak nie zapomniał o znanych już z poprzednich tomów postaciach. Na przód zdecydowanie wysuwa się ojciec Yarvi, który w całej trylogii jest zdecydowanie najważniejszym bohaterem. Jego przebiegłość, spryt i inteligencja robią wielkie wrażenie, podobnie jak umiejętność skłonienia ludzi do tańczenia, tak jak im zagra. Yarvi potrafił przechytrzyć wszystkich, choć to oni myśleli, że są krok przed nim. Kiedy już myślimy, że udało nam go rozgryźć, że wiemy, jaki będzie jego kolejny krok, okazuje się, że on to wszystko przewidział, a wszystko toczy się zgodnie z jego misternym i złożonym planem. W Pół wojny pojawia się również Zadra, która sieje postrach na polu bitwy, Koll rozdarty przez swoje uczucia, Brand pragnący nieść wszystkim pomoc oraz inni, nowi i starzy bohaterowie, którzy przewijają się przez tę powieść, są świadkami bądź sprawcami największej wojny od czasów rozbicia Bóstwa przez elfy.

Joe Abercrombie już w dwóch poprzednich tomach zachwycił mnie swoim stylem i lekkim piórem. Autor sprawia, że przez Pół wojny po prostu się płynie i zadbał o to, aby czytelnikowi nie doskwierała nuda. Wojna ma określić losy wielu istnień, nie mamy pojęcia, kto zginie, ani kto stanie u bram Ostatnich Wrót. Nie brak w tej książce żelaza oraz równie ostrych słów i zaciętych umysłów. Abercrombie pokazuje, że wojnę tylko w połowie toczy się na miecze, natomiast druga bardziej subtelna rozgrywa się przy użyciu słów, które mogą nieść śmierć równie skutecznie, jak stal. Udowadnia, że inteligencja, mądrość, spryt i doświadczenia nie mają sobie równych na polu bitwy przeciwko armii potężnych wojowników, gdyż siły nie mierzy się w mięśniach i ilości zabitych wrogów, a jeden człowiek może zmienić losy wojny.

Bałam się tego, jak autor zakończy trylogię Morze Drzazg oraz jak potoczą się dalsze losy bohaterów. O ile cała książka jest świetna i jak najbardziej spełniła moje oczekiwania, to kilka ostatnich rozdziałów strasznie mnie zawiodło. Czuję wielki niedosyt i uważam, że autor mógł bardziej rozbudować to zakończenie, zważywszy na to, że książka wcale nie jest długa. Można uznać, że koniec tej historii jest tak naprawdę dopiero jej początkiem. Ostatnie rozdziały opowiedziane z kilku perspektyw nagle urwały losy głównych bohaterów, pozostawiając nam możliwość dopowiedzenia sobie ich przyszłości. Zazwyczaj nie mam problemów z otwartym zakończeniem, jednak uważam, że w tym przypadku Joe Abercrombie mógł bardziej nakierować czytelnika na właściwy trop, a nie pozostawić go zmieszanego i pełnego sprzecznych uczuć, pragnącego przeczytać kolejną książkę z tego uniwersum.

Pół wojny jest bardzo dobrym zakończeniem świetnej trylogii o zdradzie, zemście i władzy, która uderza do głowy. Choć samo zamknięcie tej historii mnie nie usatysfakcjonowało i pozostawiło wielki niedosyt, to warto po nią sięgnąć, choćby po to, aby poznać przygody Zadry z drugiego tomu, czyli Pół świata, który jest zdecydowanie moim ulubionym.
Zobacz więcej >

Wirtualna rzeczywistość, a prawdziwe życie

Pierwszą książką Jamesa Dashnera, jaką miałam okazję czytać, był Więzień labiryntu, który, choć podobał mi się, to nie zrobił na mnie tak wielkiego wrażenia, jakiego się spodziewałam po tylu pozytywnych opiniach. Sytuacja miała się jednak całkiem inaczej, gdy w zeszłym roku sięgnęłam po pierwszy tom trylogii Doktryna śmiertelności, czyli W sieci umysłów, który wywarł na mnie bardzo dobre wrażenie. Zostałam pozytywnie zaskoczona, gdyż książka okazała się niezwykle ciekawa i wciągająca. Nic więc dziwnego, że sięgnęłam po jej kontynuację, czyli Regułę myśli.

Po wydarzeniach, które rozegrały się na Ścieżce, świat Michaela się rozsypał. Chłopak wreszcie poznał prawdę, prawdę, która odmieniła całe jego życie. Życie, które tak naprawdę nie było realne, było tylko fikcją, aranżacją. Nic już nie będzie takie samo. Świat ogarnia chaos, a Michael jest jednym z elementów wielkiego planu cyberterrorysty.

Pierwszy tom Doktryny śmiertelności fascynował mnie. Wciągnęłam się w świat wykreowany przez autora, w stworzoną przez niego wirtualną rzeczywistość, gdzie wszystko było możliwe. Wartka akcja i jej nieoczekiwane zwroty sprawiały, że nie mogłam się po prostu oderwać od W sieci umysłów. Muszę niestety jednak przyznać, że Reguła myśli trochę mnie rozczarowała. Pomiędzy początkiem tej książki i jej zakończeniem, które trzymają poziom poprzedniej części, wieje i to mocno... nudą. Fabuła ciągnie się niemiłosiernie, opisy stały się nagle niesamowicie rozwleczone, tak, że z trudem przebrnęłam do ciekawszej części.

W książce podobnie jak w pierwszym tomie została zastosowana narracja trzecioosobowa. Styl Jamesa Dashnera pozostał prosty, jednak w tym tomie wydawał mi się momentami zbyt banalny. Odbiór książki jest łatwy głównie dzięki językowi. Regułę myśli ze względu na podział na rozdziały i podrozdziały, jak było również w przypadku W sieci umysłów, czyta się szybko, pomimo że większość rozdziałów to po prostu nuda, nuda i jeszcze raz nuda.

Zakończenie W sieci umysłów naprawdę mnie zaciekawiło, ale końcówka Reguły myśli sprawiła, że nie mogę się doczekać finału tej trylogii. Choć drugi tom Doktryny śmiertelności okazał się słabszy niż pierwszy, a książka miała gorsze i lepsze momenty, to uważam ją jednocześnie za ciekawszą od poprzedniej części. Nie mogę jej polecić z czystym sumieniem, do Was należy wybór, czy chcecie męczyć, by móc sięgnąć po kolejny tom, który może okazać się lepszy. 


Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Albatros
Zobacz więcej >

3, 2, 1... Start!


Życie siedemnastoletniej Astrid Sullivan kręci się wokół Tytanów – pół maszyn, pół koni, odkąd te pojawiły się w Detroit pięć lat temu. Dziewczyna razem ze swoją najlepszą przyjaciółką spędziła niezliczone godziny na oglądaniu tych zachwycających maszyn dosiadanych przez dżokejów podczas niebezpiecznych i emocjonujących wyścigów. Przez lata marzyła o dotknięciu jednego z nich, podziwiała je, ale także trochę nienawidziła, gdyż jej ojciec stracił wszystkie oszczędności na zakładach bukmacherskich, przez co całej rodzinie grozi utrata domu. Astrid dostaje szansę na wystartowanie w derbach na jednym z tytanów. Pomimo niebezpieczeństwa postanawia wystartować w turnieju, który jest jej jedyną szansą na ocalenie rozpadającej się rodziny.

Z twórczością Victorii Scott miałam już styczność przy okazji lektury jej książki Ogień i woda, która podobała mi się, była ciekawą młodzieżówką, przy której dobrze się bawiłam. Po zapoznaniu się z opisem Tytanów stwierdziłam, że bardzo chętnie sięgnę po tę książkę i przekonam się, czy jest tak dobra, jak czytałam. Sam pomysł na fabułę przypomina mi opis Wyścigu śmierci Maggie Stiefvater i z tego, co czytałam, autorka inspirowała się tą książką, jednak nie mogę się na ten temat wypowiedzieć, gdyż jeszcze nie miałam okazji poznać tamtej historii.

Tytany, choć można uznać za coś ciekawego i nowego na rynku wydawniczym, to jednak jak prawie większość książek dla młodzieży opierają się na dobrze znanym i utartym już schemacie. Młoda dziewczyna, w tym przypadku Astrid, musi wziąć udział w niebezpiecznych wyścigach narażający przy tym swoje życie, aby uratować rodzinę. To już było, jednak Victoria Scott postąpiła inaczej niż inni autorzy, gdyż w jej książce brak wątku miłosnego. Jest jeden, ale bardzo mały i nie dotyczy on głównej bohaterki. Oryginalnym i zarazem głównym elementem tej historii są tytułowe tytany. Są to pół konie, pół maszyny, na których dżokeje ścigają się w corocznych Derbach Tytanów, których zwycięzca zgarnia dwa miliony dolarów.

Powieść Victorii Scott ma trochę ponad trzysta stron, jednak jest rozbudowana i splata za sobą wiele wątków. Przewija się przez nią również cała masa postaci. Pierwsze skrzypce gra oczywiście Astrid. Nie trudno byłą ją polubić, ponieważ jest ona zdeterminowaną nastolatką, pełną charyzmy i zdeterminowaną, aby ocalić swoją rodzinę. Dziewczyna nie jest jednak wolnym strzelcem, a należy do drużyny razem ze swoją najlepszą przyjaciółką Magnolią, Gałganem, a także Barneyem. Nie mniej ważną rolę od Astrid odgrywa Skobel, czyli tytan, którego dziewczyna dosiada. Różni się on od innych maszyn, gdyż w przeciwieństwie do nich posiada uczucia. Między tytanem a dziewczyną rodzi się więź, nie od razu, ponieważ Astrid potrzebuje czasu, aby zaufać Skoblowi, ale kiedy już to robi, stają się prawdziwymi partnerami.

W swojej powieści Victoria Scott porusza temat uzależnienia od hazardu, gdyż to właśnie nałóg pozbawił rodzinę Astrid domu, a także wszystkich oszczędności. Autorka pokazała, jak uzależnienie wpływa nie tylko na jedną osobę, ale i na jej bliskich.

Tytany to ciekawa i wciągająca młodzieżówka o rodzinie, przyjaźni, a także o walce o własne marzenia. To barwna historia, przy której świetnie się bawiłam. Tytany idealnie sprawdzą się jako lektura na letnie dni, przy której na pewno nie będziecie się nudzić.


Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu IUVI
Zobacz więcej >

Listy godne zapamiętania


Ponad rok temu miałam okazję zapoznać się z pierwszym tomem Listów niezapomnianych, który skradł moje serce. Nie mogłam się doczekać kolejnego zbioru ciekawych i inspirujących korespondencji, który jest jedną wielką podróżą przez zamierzchłe czasy, uczucia, emocje, sytuacje i zdarzenia, które, choć przeminęły, nadal wpływają na czytelnika i żyją na kartach tej książki. 

Listy niezapomniane to zbiór ponad stu listów, napisanych przez ludzi znanych, ale także przez osoby zwyczajne, niepozorne, na które normalnie nie zwrócilibyśmy uwagi. Listy niezapomniane można przeczytać za jednym razem, można jednak czytać je również na wyrywki, kiedy najdzie nas na to ochota. Można poznawać je w samotności, w domowym zaciszu, ale można także dzielić się nimi i przekazywać je dalej, by każdy miał okazję odbyć własną podróż, która być może stanie się dla niego inspiracją. 

Lektura drugiego tomu Listów niezapomnianych była równie emocjonująca i zajmująca, co pierwszego. Znajdziecie w nim listy smutne i przygnębiające, ale i ciepłe, a także pełne miłości. Od tych zabawnych i wywołujących uśmiech na ustach do najbardziej tragicznych i przerażających, nierzadko wywołujący ból będziecie zagłębiać się w ten zbiór, który pociesza, ale i zasmuca, daje nadzieje, ale potrafi także ją odebrać. Każdy list jest wyjątkowy i niepowtarzalny, a subtelny sposób, w jaki Shaun Usher je dobrał, sprawia, że każdy znajdzie w tym zbiorze coś dla siebie.

Wydawnictwo Sine Qua Non po raz kolejny świetnie się spisało, gdyż drugi tom Listów niezapomnianych został wydany w tak samo cudowny sposób, jak pierwszy. Zbiór oprócz tłumaczeń listów zawiera również skany rękopisów, a także krótkie notatki dotyczące okoliczności ich napisania. W książce nie zabrakło również pięknych zdjęć i ilustracji, które idealnie wpasowujących się w jej treść.

Oba tomy Listów niezapomnianych są książkami oryginalnymi i jedynymi w swoim rodzaju. To świadectwo dawnych czasów, a także wielu odmiennych mentalności. Jest to również chwytająca za serce i poruszająca książka, która niczym wehikuł czasu przenosi nas w przeszłość i pozwala spojrzeć na nią oczami zwykłych ludzi. Uważam, że każdy bez wyjątku powinien zapoznać się z Listami niezapomnianymi, by docenić te zbiory stworzone z pasją i zapałem w czasach, kiedy sztuka pisania tradycyjnych korespondencji została już prawie całkowicie wyparta przez szybkie, elektroniczne sposoby przekazywania informacji. Shaun Usher przypomina, jak ważne są słowa, jak wielką mają moc, a także, jak wiele znaczy przelewanie ich na papier razem z cząstką siebie i przekazywanie innym. 

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Sine Qua Non
Zobacz więcej >

Chaos chce pożerać

Po roku spędzonym w Magisterium – tajemniczej szkole magii umiejscowionej pod ziemią Callum Hunt wraca do domu na letnie wakacje. Nie jest mu jednak łatwo, gdyż jego życie całkiem się zmieniło. Tęskni za przyjaciółmi, a także za Magisterium, które stało się dla niego domem. Towarzystwa dotrzymuje mu jego ogarnięty chaosem wilk Mord. Ojciec Calla jest przeciwny nauce syna i nie chce pozwolić mu wrócić do szkoły po wakacjach. Chłopiec odkrywa zamiary swojego ojca względem siebie, a także jego wilka, dlatego musi uciekać z domu. Call odnajduje schronienie w Magisterium razem ze swoimi najlepszymi przyjaciółmi Tamarą i Aaronem, jednak niedługo później dowiaduje się o kradzieży Alkahestu – rękawicy zdolnej odebrać życie makarowi, czyli magowi władającemu magią chaosu, którym jest Aaron.

Pierwszy tom serii Magisterium, czyli Próba żelaza bardzo mi się podobał. Był to świetny wstęp dobrze zapowiadającej się serii, dlatego oczekiwałam, że drugi utrzyma poziom i okaże się równie wciągającą lekturą. W Miedzianej rękawicy wiemy już mniej więcej, jak funkcjonuje świat wykreowany przez Cassandrę Clare i Holly Black, dlatego możemy poświęcić całą naszą uwagę akcji, której jest w tej książce całkiem sporo.

Drugi tom przygód Calla i jego przyjaciół skupia się na ojcu chłopca i poszukiwaniu Alkahestu, czyli tytułowego magicznego artefaktu, który został skradziony. Callum razem z Tamarą, Aaronem i Jasperem opuszczają bezpieczne schronienie szkoły, by za wszelką cenę odzyskać rękawicę, zanim zostanie wykorzystana do złych celów. Poznajemy również szczegóły z przeszłości Wroga Śmierci, czyli głównej złej postaci, a także co wiąże go z Callem i jego rodziną. Z wielkim zainteresowaniem przewracałam kartki Miedzianej rękawicy, odkrywałam kolejne tajemnice i informacje dotyczące świata stworzonego przez autorki. Książka nie jest obszerna, gdyż ma trochę ponad trzysta stron, a czyta się ją niesamowicie szybko, co z jednej strony jest zaletą, ale z drugiej, gdy już zaczęłam lekturę nie miałam wcale ochoty jej kończyć. 

Call zmienił się od pierwszego tomu. Największy wpływ miała na to tajemnica, którą chłopak odkrył pod koniec Próby żelaza. Porządnie namieszała mu ona w głowie i sprawiła, że Call sam już nie wie, kim tak naprawdę jest. Przez całą książkę obserwujemy jego zmagania ze sobą, a także wewnętrzną walkę dobra ze złem. Główny bohater sam dźwiga brzemię tajemnicy na swoich barkach, gdyż obawia się, że kiedy wyzna prawdę, straci jedynych prawdziwych przyjaciół, jakich kiedykolwiek miał.

Cassandra Clare i Holly Black w swojej powieści przykładają wielką wagę do przyjaźni, która jest jednym z kluczowych elementów tej serii, a także do poświęcenia dla drugiej osoby. Call, który nigdy nie miał prawdziwych przyjaciół, w Magisterium poznał Tamarę i Aarona, którzy zawsze się za nim wstawią. Autorki pokazują, jak wiele znaczy zaufanie, a także, że prawdziwa przyjaźń potrafi pokonać największe przeciwności.

Miedziana rękawica to świetna kontynuacja, przy której bardzo dobrze się bawiłam i miło spędziłam czas. Już nie mogę doczekać się kolejnego tomu tej serii, ponieważ książki fantastyczne, nawet jeśli skierowane do młodzieży to coś, czego nigdy nie będę miała dość. Bardzo podoba mi się to, w jakim kierunku autorki postanowiły skierować swoją serię. Znajdziecie w niej przyjaźń, przygody, a także wartką akcję, a to wszystko sprawi, że na pewno nie będziecie się nudzić, a z wielkim zaangażowaniem i przyjemnością zagłębicie się w ten pełen magii świat. 

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Albatros 
Zobacz więcej >

Najwięksi z ludzi mogą zostać pokonani przez najprostsze rzeczy


Po genialnej trylogii Z mgły zrodzonego postanowiłam sięgnąć po jej kontynuację, czyli Stop prawa, który jest czwartym tomem serii Ostatnie Imperium. Rozpoczyna ona kolejną erę w dziejach Scadrial – planet, na której rozgrywa się akcja całej serii. Brandon Sanderson po zakończeniu Bohatera wieków nie zamierzał rozstać się z tym światem, dlatego wpadł na pomysł, aby stworzyć kolejne tomy, które przedstawią jego dalsze dzieje.

Akcja Stopu prawa rozgrywa się trzysta lat po wydarzeniach opisanych na kartach Bohatera wieków. Vin, Elend, Kelsier, Sazed i cała ekipa należą do historii, a także religii. Zmienili świat, który nie stanął w miejscu, a zaczął się rozwijać. Nauka i technika wznoszą się na wyżyny, jednak Allomancja i Feruchemia nadal odgrywają ważną rolę w nowym, odrodzonym świecie. Centrum rozwoju i świata jest miasto Elendel. Na jego pograniczach zwanych Dziczą porządku strzegą stróże prawa, którzy walczą z przestępczością. Jednym z nich jest Waxillium Ladrian rzadko spotykany Podwójny, który potrafi Odpychać metale, a także magazynować swój ciężar w metalmyślach. Po dwudziestu latach spędzonych w Dziczy Wax za sprawą rodzinnej tragedii zostaje zmuszony do powrotu do miasta i objęcia stanowiska głowy arystokratycznego rodu. Z wielkim żalem odkłada swoją broń i skupia się na swoich obowiązkach, do czasu, gdy przekonuje się, że ulice Miasta mogą okazać się bardziej niebezpieczne niż równiny Dziczy.

Bardzo spodobał mi się fakt, że Brandon Sanderson ukazał świat, który nieustannie się rozwija. Chociaż zdecydowanie jestem fanką klasycznego fantasy, którego akcja toczy w krainie, gdzie nie ma technologii, to mimo wszystko spojrzenie na Scadrial trzysta lat po wydarzeniach z Bohatera wieków było ciekawym doświadczeniem. Autor pokazał, że nawet w świecie fantastycznym czas nie stoi w miejscu, a ludzie się rozwijają, wpadają na nowe pomysły, które rewolucjonizują świat.

W Stopie prawa nie znajdziemy dobrze znanych z poprzednich tomów bohaterów. Nie ma tu Vin, Kelsiera, nie ma Elenda ani Sazeda i innych. Są wielokrotnie wspominani, bo pamięć o nich nie przepadła, a wręcz przeciwnie wyznawcy nowych religii oddają im cześć. Brandon Sanderson już nieraz udowodnił, że potrafi kreować ciekawe postacie i tak stało się również w tym tomie. Głównym bohaterem książki jest 42-letni Waxillium Ladrian. To dość poważny, jednak prawy człowiek, oddany swoim przekonaniom, który przez wiele lat walczył z przestępczością w Dziczy, a po powrocie do miasta, choć starał się porzucić dawną osobowość, nie udało mu się odciąć od przeszłości. Kolejną ciekawą postacią i zdecydowanie najlepszą z całej książki jest Wayne – najlepszy przyjaciel Waxa, żartowniś i wesołek, obdarzony niezwykłym poczuciem humoru, który nierzadko robi z siebie błazna, również Podwójny posiadający umiejętność spowolnienia czasu, a także uleczenia swoich ran. Kolejną ważną postacią jest Steris – przyszła narzeczona Waxa, niesamowicie sztywna i poważna kobieta, która wszystko musi mieć zaplanowane. Nie należy także zapomnieć o Marasi – kuzynce Steris, młodej, bystrej i inteligentnej kobiecie, jednak bardzo nieśmiałej szczególnie w obecności Waxa, która łatwo się denerwuje, jednak nie brak jej odwagi. Bohaterów jest wielu, jednak każdy z nich jest inny, nie znajdziecie w niej podobnie jak w innych książkach Sandersona dwóch takich samych postaci, co ze względu na ich ilość nie sprawia problemów z ich zapamiętaniem.

Sanderson w Stopie prawa połączył magię z bronią palną. Bohaterowie nie wykorzystują już tylko Allomancji do walki. Pojawiły się tutaj rewolwery, które w połączeniu z metalicznymi mocami są naprawdę zabójcze. Dzięki temu książka nie jest już typowym fantasy, a fantasy z elementami kryminału oraz westernu. O ile w trylogii Z mgły zrodzonego królował tylko jeden rodzaj magii, to w czwartym tomie serii pojawiają się Podwójni, którzy mogą korzystać zarówno z Allomancji, jak i Feruchemii. Przez trzysta lat odkryto również nowe stopy metali oraz ich zastosowanie w dwóch rodzajach magii, dlatego bardzo pomocny okazał się spis ich wszystkich, a także dokładniejszy opis ich zastosowania zamieszczony na końcu książki, jeśli ktoś miałby problem z ich zapamiętaniem.

Jedyny problem, jaki mam z tą książką to fakt, że jest ona zdecydowanie za krótka. Ma zaledwie trzysta stron, co w porównaniu z trzema poprzednimi tomami wypada dość blado. Cała historia jest zdecydowanie za mało rozwinięta. Brakowało mi tu obszernych opisów znanych z trylogii, gdyż miasto Elendel, które jak można zobaczyć na mapce, umieszczonej na początku książki jest ogromne, a także równiny tajemniczej Dziczy zostały opisane bardzo oszczędnie. Również cała akcja, która skupia się na porachunkach stróżów prawa z gangiem Zaklinaczy napadającym na pociągi i porywającym kobiet skończyła się zdecydowanie zbyt szybko i za prosto. Oczywiście autor nie mógł się powstrzymać od zaskakującego zakończenia, które otwiera wiele możliwości do wykorzystania w kolejnych tomach. Po przeczytaniu Stopu prawa czuję wielki niedosyt i chcę po prostu jak najszybciej zabrać się za kolejne tomy tej serii, dlatego już nie mogę doczekać się, aż w końcu po nie sięgnę. 

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję księgarni internetowej Gandalf.com.pl
Zobacz więcej >

Zakochaj się w wakacje

W okresie Bożego Narodzenia sięgnęłam po Podaruj mi miłość, czyli zbiór 12 świąteczny opowiadań, który niesamowicie mi się podobał i dzięki niemu mogłam jeszcze bardziej poczuć magię świąt i ten niesamowity klimat, który im towarzyszy. Oczywiście nie wszystkie opowiadania były bardzo dobre, niektóre były gorsze inne lepsze, ale ogólnie cały zbiór okazał się świetny i bardzo przypadł mi do gustu, dlatego, kiedy dowiedziałam się, że wychodzi kolejny, tym razem z 12 wakacyjnymi opowiadaniami, nie mogłam sobie odmówić jego lektury.

Podobnie jak w świątecznej antologii tematem przewodnim Ktoś mnie pokocha jest miłość, jednak tym razem otoczona wakacyjną aurą. W tym zbiorze niesamowicie podoba mi się fakt, że choć motyw przewodni jest jeden, to każdy z dwunastu autorów postrzega go w inny sposób. Każda historia jest inna, a wszystkie opowiadania bardzo różnią się od siebie, co pokazuje, że każdy może inaczej rozumieć miłość i przez to również inaczej ją opisać.

Mamy tutaj opowiadanie, którego akcja rozgrywa się w demonicznym cyrku i jak można się domyślić jest to opowiadanie niesamowitej Cassandry Clare. W antologii znalazła się również para, która w kółko przeżywa ten sam dzień, został w niej także poruszony temat autyzmu, akcja jednego opowiadania rozgrywa się w starym kinie. Zombie, potwory morskie, bańki mydlane, salon gier, koszykówka, demony – to wszystko i jeszcze więcej znajdziecie na karach tej antologii.

Autorzy wielokrotnie zaskakiwali mnie w swoich opowiadaniach tematami, które poruszali. Wbrew pozorom nie każde opowiadanie kończy się szczęśliwie. Znajdziemy tu opowiadania, podczas których czytania uśmiech nie będzie nam schodził z twarzy, ale również takie, przy których zakręci się łezka w oku. Cała antologia jest bardzo różnorodna, a między opowiadaniami występuje kontrast, który niesamowicie mi się podobał, ponieważ mogłam przeplatać słodkie opowiadania, w których wszystko jest kolorowe z tymi doprawionymi nutką goryczy, które skłaniają do refleksji.

Jedyny problem, który mam z tym zbiorem, to fakt, że zawarte w nim historie są jedynie opowiadaniami. O to właśnie chodzi i z jednej strony bardzo podoba mi się ta forma, bo nie musimy zaczynać kolejnej wielotomowej serii, tylko wystarczy kilka godzin, aby przeczytać całą antologię, lub po prostu chwila na jedno opowiadanie. Jednak kiedy bliżej związałam się z jakąś parą, chciałam poznać ją bliżej i śledzić jej dalsze losy, jednak nie było mi to dane, bo to tylko opowiadania. Dlatego niesamowitą rzecz zrobiła według mnie Stephanie Perkins, która zebrała również wszystkie opowiadania, ponieważ jej historia jest kontynuacją losów Marigold i Northa, których poznaliśmy już przy okazji świątecznego opowiadania, które w dodatku było jednym z moich ulubionych.

Rzadko to robię, ale nie mogę nie poruszyć sposobu wydania tej książki. Ktoś mnie pokocha, podobnie jak pierwsza antologia, czyli Podaruj mi miłość została niesamowicie wydana. Okładka idealnie łączy się z myślą przewodnią, czyli wakacjami, oprawa książki jest twarda, a literki na okładce razem z serduszkami brokatowe. Książka posiada również wstążeczkę do zaznaczania storn, więc nie potrzebujemy osobnej zakładki.

Ktoś mnie pokocha to zbiór opowiadań idealny na wakacje. Znajdziecie w nim opowiadania lepsze i gorsze, jednak mimo to uważam, że warto po niego sięgnąć, choćby dla kilku naprawdę niesamowitych historii, a także dla wakacyjnego klimatu, którym jest przesiąknięta ta książka. Bardzo polecam Wam tę antologię, a ja na pewno jeszcze do niej wrócę, raczej już nie w te wakacje, ale być może w następne, bo jest ona pełna wakacyjnych historii miłosnych, do których niesamowicie mnie ciągnie podczas lata, a także par, do których zdążyłam się przywiązać zaledwie na kilkudziesięciu stronach.


Książkę do recenzji dostarczyła księgarnia internetowa lovebooks.pl
Zobacz więcej >

Kłamstwo ma krótkie nogi

Gia to szkolna gwiazda, a także przewodnicząca samorządu szkolnego, która umawia się ze starszym o kilka lat studentem. Jednak przed balem maturalnym Bradley zrywa z nią na parkingu, akurat w dniu, kiedy miały poznać go jej przyjaciółki, które od początku wątpiły w jego istnienie. Co zrobić, aby zachować twarz i nie wyjść na kłamczuchę w takiej sytuacji? Nagle Gia na parkingu dostrzega chłopaka siedzącego w samochodzie. Nikt z jej znajomych nigdy nie widziała Bradleya na własne oczy, dlatego dziewczyna prosi dopiero co poznanego chłopaka, aby go udawał. Co się jednak, stanie, kiedy plan wymknie się pod kontroli?

Sięgając po Chłopaka na zastępstwo, nie wiązałam z tą książką wielkich oczekiwań. Spodziewałam się lekkiej przyjemnej, może i zabawnej powieści, z którą miło spędzę czas i bardzo się cieszę, że właśnie taką książkę otrzymałam. Już na początku przestrzegam, że nie należy wiązać z nią wielkich nadziei, ponieważ nie jest to literatura wysokich lotów. Chłopak na zastępstwo to właśnie jedna z takich książek, przy której mamy się dobrze bawić, a przy tym nie myśleć za dużo i z właśnie takim nastawieniem polecam się za nią zabrać.

Sam pomysł na fabułę spodobał mi się, choć jest jak na mój gust trochę banalny i absurdalny, bo gdyby nie główna bohaterka, która wybrała kłamstwo zamiast szczerości, nic by się nie wydarzyło. Fabuła Chłopaka na zastępstwo nie jest oryginalna, a wręcz przeciwnie bardzo przewidywalna. Uważam, że każdy po przeczytaniu opisu już wie, jak zakończy się książką, bo opiera się ona na znanym i popularnym schemacie.

Bohaterowie wykreowani przez autorkę nie są zaskakujący ani wyjątkowi. Nie zostali oni też nakreśleni jakoś bardzo dobrze. Gia to typowa szkolna gwiazdka, której zależy wyłącznie na opinii innych ludzi. Jest uzależniona od portali społecznościowych, zawsze musi prezentować się idealnie, nawet przed swoimi przyjaciółmi. Jak można się domyślić Gia przechodzi przemianę pod wpływem tajemniczego chłopaka, który z czasem staje jej się niesamowicie bliski. Dziewczyna pragnie stać się lepszym człowiekiem i stara się, chociaż wychodzi jej to na początku bardzo nieudolnie. Nie mogę napisać, że Gia mnie nie denerwowała, bo czasami miałam ochotę nią potrząsnąć. Główna bohaterka zachowała się momentami niesamowicie głupio, czego dowodzi choćby sam pomysł na fabułę, gdyż zamiast powiedzieć przyjaciółką prawdę, wolała je okłamać i przedstawić jako Bradleya dopiero co poznanego chłopaka. Najlepszą postacią według mnie w tej książce jest zdecydowanie Bec, czyli siostra tajemniczego chłopaka. Była to najbardziej wyrazista postać w tej powieści, która naprawdę miała charakterek, byłą zabawna i potrafiła wziąć sprawy w swoje ręce.

Wbrew pozorom Chłopak na zastępstwo jest bardzo wciągającą książką. Kiedy już zaczęłam ją czytać, nie miałam ochoty jej odłożyć i ostatecznie przeczytałam ją za jednym razem bez prawie żadnej przerwy. Książka ma czterysta stron, jednak wcale tak tego nie odczułam, ponieważ czyta się ją niesamowicie szybko i jej lektura zajęła mi tylko kilka godzin. Powieść Kasie West jest napisana prostym, niezbyt wyszukanym językiem, a styl autorki jest niesamowicie lekki i przyjemny, a cała książka łatwa w odbiorze. 

Chłopak na zastępstwo to lekka, przyjemna książka, idealna na lato, bo choć jej bohaterowie chodzą jeszcze do szkoły, to zbliża się koniec roku szkolnego, a słoneczna Kalifornia jest idealnym tłem dla rozgrywających się wydarzeń. Nie należy oczekiwać po tej książce niczego szczególnego, bo można się po prostu zawieść. To powieść na jedno popołudnie, która pozwoli odpocząć i odprężyć się po męczącym dniu, lub po prostu zapewni rozrywkę na kilka godzin. Polecam ją osobą, które szukają lekkiego romansu, niezbyt wyszukanego, ani wyjątkowego. Ta książka nie jest wzruszająca, nie porusza też oryginalnych tematów, czy problemów, po prostu można spędzić z nią kilka miłych chwil, jednak nic oprócz tego.


Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Feeria
Zobacz więcej >

Natura świata jest taka, że tworząc coś, często niszczymy coś innego


Historia zapoczątkowana na kartach Z mgły zrodzonego porwała mnie od samego początku. Brandon Sanderson stworzył rozbudowany, fantastyczny świat, który pochłania czytelnika i sprawia, że nie można się od niego oderwać. Byłam szalenie ciekawa, jak zakończy się ta niesamowita trylogia, a po Studni wstąpienia spodziewałam się genialnego trzeciego tomu i z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że się nie zawiodłam.

Świat się kończy. Z nieba nieustannie spada popiół, a mgły pojawiają się za dnia. Vin i Elend razem z pozostałymi członkami Ekipy Kelsiera desperacko poszukują sposobu na pokonanie wroga. Jednak jak można stawić czoła istocie, która może przebywać wszędzie jednocześnie? Kiedy słyszy wszystko i może manipulować rzeczywistością, a także naginać ją do swojej woli? Czasu jest coraz mniej, a Zniszczenie nie cofnie się przed niczym, aby doprowadzić do końca świata.

Muszę przyznać, że finał oryginalnej trylogii Z mgły zrodzonego przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Nie przypuszczałam, że historia, która w pierwszym tomie opierała się na znanych schematach z kilkoma oryginalnymi dodatkami, tak bardzo się rozwinie. Pierwszy tom tej trylogii, który jest według mnie świetny i uwielbiam go, to jednak tak naprawdę tylko wierzchołek góry lodowej. Wiele zapoczątkowanych w nim wątków, które Brandon Sanderson rozwinął w Studni wstąpienia, dopiero w Bohaterze wieków nabiera głębszego sensu i zostaje ostatecznie doprowadzonych do końca.

Autor wbrew pozorom nie dostarczył nam wszystkich odpowiedzi na dwóch poprzednich i do tego bardzo obszernych tomach. W Bohaterze wieków odkrywa przed nami kolejne karty. Poznajemy przede wszystkim kolejne allomantyczne metale i ich zastosowanie, a także historie istot, które zostały stworzone tysiąc lat temu i mam tu na myśli: kandra, kolossów i Inkwizytorów. Dowiadujemy się więcej na temat Terrisan, a także zyskujemy nowe informacje dotyczące Bohatera Wieków i jego powinności. Ostatecznie odkrywamy również przeznaczenie Vin, a także rolę jaką odegrał Ostatni Imperator w całej historii Ostaniego Imperium. 

Zakończenie tej książki było po prostu genialne. Nieprzewidywalne i zaskakujące, jednocześnie mnie załamało i wzruszyło, a także dało nadzieję na lepszą przyszłość. Sanderson nie owija w bawełnę i nie przedłuża niczego. Ktoś musi zginąć, aby inni mogli żyć i kształtować przyszłość. Dopiero po przewróceniu ostatniej strony wszystko staje się jasne, a pytania, które do samego początku nie dawały mi spokoju, wreszcie doczekały się odpowiedzi. To jedna spójna historia, genialne skonstruowana, w której nic nie jest przypadkowe, a wszystko ma swój określony cel. Już po skończeniu tej historii mogę stwierdzić, że jest ona dopracowana w każdym szczególne i sam pomysł na nią zachwyca. Sanderson stworzył niesamowity system magii, a właściwie trzy jej rodzaje, czyli allomancję, feruchemię, które znaliśmy już z poprzednich tomów, a także hemalurgię, o której istnieniu dowiedzieliśmy się dopiero w trzeciej części. 

Jestem całkowicie i niezaprzeczalnie zachwycona tą historią. Pokochałam ją od samego początku i nadal do mnie nie dociera, że to już koniec. Zdaję sobie sprawę, że są kolejne tomy tej serii, a Bohater wieków zakończył tylko jeden z etapów w historii tej krainy, jednak akcja Stopu prawa, czyli czwartej części cyklu Ostatnie Imperium rozgrywa się w przyszłości i dotyczy całkiem nowych bohaterów. Jestem bardzo ciekawa, jak Sanderson ukazał ten świat w kolejnych tomach, gdzie zabranie kluczowych postaci, które zdążyłam pokochać i do których już się przyzwyczaiłam. Jeśli jeszcze nie znacie tej serii, to jak najszybciej sięgajcie po Z mgły zrodzonego, a potem po kolejne tomy, ponieważ to jeden z najlepszych cykli fantasy, jakie miałam okazję czytać. Brandon Sanderson stworzył genialną trylogię, w której nie brakuje polityki, wątków romantycznych, a także rozważań filozoficznych, co w połączeniu ze świetnym stylem autora daje historię, od której nie można się oderwać.

Za książkę serdecznie dziękuję księgarni internetowej Gandalf.com.pl
Zobacz więcej >

Stosik: majowe & czerwcowe zdobycze


Dzisiaj przychodzę do Was ze stosikami z maja i czerwca. Nie zrobiłam wcześniej postu z majowymi zdobyczami, ponieważ przybyły mi tylko cztery książki, nie miałam też wiele czasu, dlatego postanowiłam, że dołączę je do czerwcowego stosiku. W tym miesiącu przywędrowało mi naprawdę wiele książek, z czego bardzo się cieszę, bo mam wiele wspaniałych pozycji, które umilą mi czas w wakacje.

Pierwsze cztery książki to jak pisałam zdobycze majowe. Bardzo się cieszę, że było ich tylko tyle, patrząc na zdobycze z czerwca i fakt, że przez szkołę nie miałam prawie wcale czasu czytać. Dziecko Odyna okazało się świetną książką fantasy, z całkiem nowym światem, który mnie oczarował i bohaterami, którzy mnie zachwycili. Już nie mogę się doczekać kolejnego tomu, który wychodzi w sierpniu, a recenzję pierwszego możecie przeczytać już na blogu. Za mną już lektura genialnego Dworu cierni i róż Sarah J. Maas. Autorka stworzyła niesamowitą historię, która jest nową i niezwykle ciekawą interpretacją baśni o Pięknej i Bestii, jej recenzja wkrótce ukaże się na blogu, więc będziecie mieli okazję poznać moją opinię. Nieludzie to pozycja, która interesuje mnie już od ponad roku, kiedy to był na nią wielki szum i wszyscy ją wychwalali, dlatego już nie mogę się doczekać jej lektury. Przede mną również zakończenie trylogii o Wilkołakach z Mercy Falls, które również znajduje się w moich najbliższych czytelniczych planach.

Stosik czerwcowy prezentuje się już o wiele okazalej, ponieważ w tym miesiącu przybyło do mnie aż 16 książek. Za mną już ponad połowa z nich. Recenzję KoronyPromyczka, a także Fobosa możecie już przeczytać na blogu. Miedziana rękawica to drugi tom serii Magisterium, której pierwszy tom, czyli Próba Żelaza bardzo mi się podobała i strasznie mnie to denerwuje, że tak wiele osób rezygnuje z jej lektury, ponieważ uważa, że to kopia Harry'ego Pottera, choć wcale tak nie jest. Tytany to nowa książka Victorii Scott. Czytałam już Ogień i wodę tej autorki i całkiem mi się podobała. Wiele osób wspomina, że autorka czerpała inspirację z Wyścigu śmierci Maggie Stiefvater, jednak nie miałam jeszcze okazji czytać tej książki, dlatego mam nadzieję, że Tytany przypadną mi do gustu. Chłopak na zastępstwo to lekka i przyjemna lektura, której opinia pojawi się jeszcze w tym tygodniu. Nie pozwól mi odejść to nowa książka Jessiki Sorensen, którą już przeczytałam i była to bardzo przyjemna, krótka i lekka książka. Za Moje życie obok mam zamiar zabrać się jeszcze w tym tygodniu, bo słyszałam wiele pozytywnych opinii, a w okresie wakacji lubię czytać lekkie romanse, więc mam nadzieje, że ta książka właśnie nim będzie. Śpiący Książę to kontynuacja Córki zjadaczki grzechów, która, choć nie za bardzo mi się podobała, to podobno drugi tom jest o wiele lepszy, dlatego postanowiłam dać tej autorce drugą szansę. Ktoś mnie pokocha, czyli zbiór wakacyjnych opowiadań, na razie bardzo mi się podoba, ale jeszcze połowa opowiadań przede mną. Silver to pierwszy tom nowej trylogii Kerstin Gier. Czytałam całą Trylogię Czasu i chociaż nie było to nic szczególnego, to bardzo interesuje mnie motyw snów w tej książce. Kolejne dwie pozycje to trzeci i czwarty tom serii Ostatnie Imperium, którą uwielbiam. Bohater wieków już za mną i był naprawę genialny i niesamowity, dlatego mam nadzieję niedługo zabrać się za Stop prawa. Username: Evie to powieść graficzna Joego Sugga, która również jest już za mną i jej recenzję będziecie mieli okazję przeczytać już niedługo. Podobnie jest z cudownym drugim tomem Listów niezapomnianych, które podobały mi się tak samo, jak pierwszy tom. To już wszystko, koniecznie napiszcie w komentarzach, które książki Was zainteresowały, które czytaliście, a także, co ciekawego przywędrowało do Was przez ostatnie dwa miesiące? 
Zobacz więcej >

Niech Widzący nas strzeże


Pewnej mroźnej i srogiej zimy mieszkaniec krainy Ym znajduje w śniegu niemowlę. Dziewczynka nie jest jednak z pewnością ætlingiem, gdyż nie posiada ogona. Mężczyzna, aby ukryć ten fakt kaleczy dziecko i wychowuje je w przekonaniu, że ogon odgryzł jej wilk, czego dowodem są blizny na plecach. Piętnaście lat później Hirka odkrywa jednak prawdę. Dowiaduje się, że jest Dzieckiem Odyna – bezogoniastą istotą z innego świata, człekiem, zgnilizną. Nie wie jednak, że istnieją stworzenia, gorsze niż Dzieci Odyna, a ona nie jest jedyną, która przeszła przez bramy do tego świata...

Dziecko Odyna to pierwszy trylogii Krucze Pierścienie autorstwa Siri Pettersen. Autorka wprowadza nas do całkiem nowego świata, którym jest kraina Ym. Władzę nad prawie całym tym światem sprawuje Manfalla – miasto, którym przewodzi dwunastoosobowa rada razem z Widzącym, czyli bogiem, któremu wszyscy oddają cześć, a który przyjął formę kruka. Nieopodal niej znajduje się, jednak Kruczy Dwór – osada jawnie sprzeciwiająca się rządom Rady, która odcięła się od jej wpływu. Świat wykreowany przez Siri Pettersen zachwycił mnie już na pierwszych stronach. Autorka przedstawia nam krainę rządzoną od wieków według przyjętych zasad, którego przywódcy muszą radzić sobie z nieustannie wzrastającą siłą przeciwnika. Jednak jak się okazuje, nie należy ślepo wierzyć nawet w to, co się widzi, gdyż wszystko może okazać się kłamstwem podsuniętym nam pod sam nos, którego nie byliśmy w stanie dostrzec. Widać, że autorka czerpała inspirację z mitów, gdyż w książce natkniemy się na nawiązania do nordyckiej mitologii na przykład w postaci kamiennych kręgów, czy kruków w postaci świętych ptaków.

Krainę Ym zamieszkują ætlingowie, czyli istoty prawie całkowicie podobne do ludzi. Różnie je jedynie posiadanie ogona, a także zdolność czerpania Evny, czyli naturalnej siły ich świata. Główną bohaterką książki jest Hirka, jednak wbrew pozorom historia nie skupia się wyłącznie na bezogoniastej dziewczynie o włosach koloru krwi. W Dziecku Odyna równie ważną rolę odgrywa Rime, który jest dziedzicem potężnego rodu, jednak wyrzeka się swego dziedzictwa, chcąc podążyć własną ścieżką. Jego plany zostają jednak pokrzyżowane na skutek lawiny wydarzeń, która zmusi go do zastanowienia się, kim tak naprawdę jest, a także, w co wierzy. Kolejną ważną postacią w tej historii jest również Urd – członek Rady, który stara się zyskać jej poparcie, gdyż usilnie dąży do wybuchu wojny. W książce została zastosowana narracja trzecioosobowa, jednak rozdziały skupiają się na zmianę na trójce głównych bohaterów. 

Fabuła Dziecka Odyna nie jest jakoś szczególnie odkrywcza, nie znaczy to jednak, że autorka korzysta z utartych schematów. Wręcz przeciwnie, uważam, że przedstawia znane motywy w nowy, nowatorski sposób. W swojej książce porusza temat przyjaźni, miłości, akceptacji, dojrzewania i władzy, czyli coś, co wszyscy dobrze znamy, jednak interpretuje je w kreatywny i twórczy sposób, przez co cała historia jest dla mnie powiewem świeżości wśród schematycznych historii opartych na tych samych wzorcach. Nie można jej również zarzucić, że nudzi czytelnika, bo w książce nieustannie coś się dzieje. Jeśli akcja nie gra w zawrotnym tempie, to autorka odkrywa przed nami kolejne interesujące fakty dotyczące świata przedstawionego lub zapoznaje nas z kolejnymi bohaterami. Chociaż główną postacią w książce jest piętnastolatka, nie znaczy to wcale, że ta książka jest skierowana tylko i wyłącznie do nastolatków. W świecie Hirki piętnaście lat to wiek, w którym za sprawą Rytuału wkracza się w dorosłość, dlatego na kartach Dziecka Odyna obserwujemy jej przemianę z lekkomyślnego i nierozważnego dziecka w młodą, zdeterminowaną i skupioną na swoim celu kobietę.

Dziecko Odyna to świetny początek bardzo dobrze zapowiadającej się trylogii. Autorka kończąc książkę dość nagle, jednak w bardzo dobrym momencie, pozostawiła czytelnika z chęcią sięgnięcia jak najszybciej po dalsze losy Hirki, przy okazji pozostawiając sobie szerokie pole do popisu, które mam nadzieję, wykorzysta całkowicie. Ja już nie mogę doczekać się Zgnilizny i Evny, czyli drugiego i trzeciego tomu tej trylogii, które zapowiadają równie fantastyczną lekturę, co pierwszy tom.


Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu REBIS
Zobacz więcej >
Zatracona w słowach © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka